24 maja 2010
Sinizacja na miękko, czyli jak nowe technologie zmieniają młode pokolenia Tybetańczyków
Nowe technologie zmieniają świat. Na naszych oczach zachodzi rewolucja, która nie tylko zmienia metody komunikacji ale przede wszystkim sposób myślenia pokoleń. Amerykański projektant gier komputerowych Mark Prensky zauważył to już w 2001 roku opisując podział jaki jego zdaniem wytworzył się pomiędzy pokoleniami na wskutek coraz powszechniejszych na świecie sposobów komunikacji z wykorzystaniem nowych technologii. Z jednej strony zauważył, że istnieje pokolenie cyfrowych tubylców (Digital natives) - osób które od najmłodszych lat poruszają się w świecie technologii cyfrowych i elektronicznych gadżetów - oraz cyfrowych imigrantów (Digital imigrants) - ludzi z poprzedniej epoki dla których zagłębienie się w świat cyfrowy stanowi często barierę nie do przebycia. Fakt, że być może czytacie te zadania na naszym blogu oznacza, jak się zapewne domyślacie, że zaliczamy się do pokolenia cyfrowych tubylców. I jeżeli możemy założyć generalnie, że rewolucja która zaszła w tym względzie na świecie przynosi pozytywne skutki, tak wiele osób pewnie byłaby w stanie wymienić wiele jej negatywnych aspektów. Jeden z nich miałem okazję zaobserwować podczas mojego marcowego pobytu w Tybecie.
Młode pokolenia Tybetańczyków podobnie jak reszta ich rówieśników na świecie jest bardzo ciekawa i otwarta na nowe technologie. Oczywiście z wielu względów mają bardzo ograniczony dostęp do np. Internetu czy elektronicznych gadżetów. Z jednej strony Internet jest w Lhasie bardzo drogi (oczywiście jak na tamtejsze warunki), a z drugiej mocno monitorowany, cenzurowany przez ChRL i przez to dla użytkowników niebezpieczny. Tak się złożyło, że przybyliśmy do Lhasy w kilka dni po wizycie Dalajlamy w Waszyngtonie. Wielu młodych Tybetańczyków pytało czy to prawda, że doszło do jego spotkania z Barackiem Obamą i jaki miało przebieg. Oczywiście dla nas, osób funkcjonujących w świecie łatwego dostępu do informacji to pytanie mogło być zaskakujące.
Pomimo, że rynek elektronicznych gadżetów zalany jest przez chińskie podróbki to ich ceny wciąż dla Tybetańczyków są barierą nie do przebycia. Stąd wszelkiego rodzaju odtwarzacze mp3 i inne tego typu gadżety nie są tam zbytnio popularne. Jest natomiast jedna rzecz, która zdominowała młodych Tybetańczyków – telefon komórkowy. Ze względu na niskie ceny użytkowania ma go praktycznie każdy. Oczywiście najbardziej popularne są SMS-y. Nie ma w tym nic dziwnego, przy czym tam cyfrowa rewolucja ma także drugie dno. Wszystkie gadżety elektroniczne w tym przede wszystkim telefony komórkowe obsługiwane mogą być bowiem tylko w języku chińskim.
W świecie realnym Tybetańczycy mają czasem problem w porozumiewaniu się. Przykładowo osoby pochodząca z Kham, Amdo czy Lhasy podczas wspólnej biesiady posługując się rodzimymi dialektami nie są w stanie siebie zrozumieć. Dlatego najczęściej w stolicy wszyscy uczą się tamtejszego dialektu. Oczywiście w gronie znajomych czy przyjaciół z tego samego regionu najczęściej wraca się do rodzimego języka stron z których się pochodzi. Telefony komórkowe i inne gadżety nie dają już takie wyboru. Chcąc bowiem wysłać SMS-a należy używać tylko i wyłącznie języka chińskiego. I także poprzez nowe technologie staje się on integralną częścią podczas rozmów, często jw. Postaci pojedynczych słów czy tez całych zdań. Są pewne tematy, np. właśnie z dziedziny nowych technologii, na które Tybetańczycy znają tylko chińskie określenia. I tak po cichu tylnymi drzwiami poprzez zabawę i fascynację elektronicznymi gadżetami Tybetańczycy łatwo i bezboleśnie sinizują swój język. Co gorsza z tym nie można i nie da się walczyć. Obecnie młode pokolenia Tybetańczyków posługują się mieszanką języka będącą wypadkową dialektu lhaskiego z domieszką chińskiego i słów z ich rodzimych stron, jeżeli nie urodzili się w stolicy. Nowe technologie zakorzenione u nas na dobre, a tam coraz mocniej obecne zmieniają coraz to nowsze pokolenia. Przy czym w Tybecie cyfrowi tubylcy coraz bardziej stają się Chińczykami.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
nie rozumiem dla czego tybetanscy programisci nie napisza softu w rodzimym jezyku na te gadzety
OdpowiedzUsuńKilka lat temu, podróżując po Khamie miałam okazję widzieć telefony z tybetańskim softwarem. Wszystkie one pochodziły z przemytu z Indii i Nepalu; w Tybecie były nielegalne.
OdpowiedzUsuńW grudniu 2009 r. firma China Mobile opracowała telefon, z którego będzie można odbierać i wysyłać SMS-y w języku tybetańskim. Skąd ta nagła troska o Tybetańczyków? Otóż 80% mieszkańców Dachu Świata, to nomadzi, którzy nie mają dostępu do informacji, wielu z nich włada językiem chińskim jedynie w podstawowym zakresie. Wprowadzenie języka tybetańskiego do telefonów ma umożliwić im dostęp do usługi „mobile Xinhua* news”, czyli oficjalnej chińskiej propagandy.
*Xinhua – Agencja Prasowa Rządu Chińskiej Republiki Ludowej
Bardzo ciekawe, nie wiedziałem o tym. Oto wartosć dodana z istnienia bloga ;0)). Bedąc w Lhasie luty/marzec br nie widziałem takich telefonów. Pytanie czy w centralnym Tycecie ich nie ma czy też Tybetańczycy z którymi miałem kontakt ih nie chcieli/nie potrzebowali...
OdpowiedzUsuńadam
"tybetańscy programiści"? dużo takich? :)
OdpowiedzUsuńNa pewno telefony z chińskim softwerem są na razie tańsze/popularniejsze.
OdpowiedzUsuńCo do tych mp3- nie jetem pewien czy niechęć nie jest z innych powodów niż cena. Ceny takich urządzeń raczej nie są wysokie jak na miejscowe warunki. Przypuszczam, że może być coś w kulturze -np krytyka starszych lub lamów czy jeszcze inne przyczyny, że te urządznia nie s tak bardzo popularne. A że nie sa potwierdzam. Nie widzałem w marcu w Lhasie zbyt wiele osób chodzących po ulicach z walkmanami... może to też ogólnie poczucie swobody? Wyobrażmy sobie sytuacje kiedy idziesz z walkmenem na uszach a chiński żołnież coś na ciebie krzyknie a ty nie reagujsz... może się to źle skończyć...