17 maja 2010

„Tybet na wariackich papierach” - komentarz Marka Kalmusa

Kilka tygodni temu Gazeta opublikowała wywiad z polskimi turystami, którzy wjechali do Tybetu bez wymaganego przez władze permitu . Turyści chwalą się między innymi, że: „Po czterech godzinach znaleźliśmy anglojęzycznego studenta i przekonaliśmy go, żeby kupił nam bilety zapewniając, że mamy wszelkie pozwolenia. Nie mieliśmy.” oraz że przemierzali Tybet przebrani za tubylców. Zdumiał mnie fakt, że Gazeta promuje całkowity brak odpowiedzialności oraz, że sądząc po wpisach na forum, tego typu wątpliwe „wyczyny” budzą powszechny entuzjazm. 

Poniżej prezentujemy komentarz znanego podróżnika i znawcy Tybetu Marka Kalmusa:


Przeczytałem uważnie wywiad z Gazety Wyborczej: „Tybet na wariackich papierach – czyli bez dokumentów” oraz wszystkie wcześniejsze internetowe komentarze. Aby nie było nieporozumień: podróżuję po różnych rejonach Tybetu od 1986 r. i doskonale znam sytuację (która zresztą zmienia się czasem nawet co kilka miesięcy jeśli chodzi m.in. o regulacje dot. turystów). Znam całkiem nieźle tradycję tybetańską i relacje tybetańsko-chińskie. Popieram też trafną uwagę autora pierwszego postu na temat chińskiego studenta, który kupił naszym podróżnikom bilety do Lhasy.

Zarówno bohaterom wywiadu jak i komentatorom oraz przyszłym turystom wybierającym się Tybetu polecam uważne przeczytanie książki: Patrick French "Tybet, Tybet" - może jednak wtedy zrozumieją, że jednak potencjalnie narażają Tybetańczyków. Patrick French naprawdę wie co pisze! Ja w pełni się z nim zgadzam.

Nieprawdą jest, że podróżując po Tybecie płaci się zawsze Chińczykom. Jak ktoś chce, może cały wyjazd zorganizować za pośrednictwem cały czas istniejących oficjalnie niewielkich agencji turystycznych w całości należących do Tybetańczyków i wyłącznie przez Tybetańczyków obsługiwanych (przewodnicy, kierowcy, hoteliki itp.). To świetna okazja, aby wspierać Tybetańczyków!

Nieprawdą jest, że za permit na Tybet trzeba płacić – lokalne władze chińskie wydają go agentom turystycznym za darmo (właśnie przed chwilą sprawdziłem to telefonicznie w Lhasie u mojego przyjaciela Tybetańczyka, prowadzącego własną agencję turystyczną).

Nieprawdą też jest, że na opuszczenie Lhasy trzeba mieć permit - jest kilka miejsc gdzie permity są sprawdzane, ale Lhasa nie jest miastem zamkniętym (niektórzy mogą mylić tu checkposty turystyczne z podobnymi, ale prowadzonymi przez drogówkę i dotyczącymi jedynie kierowców). Bez permitu można jechać z Lhasy np. do Drak Yerpa, Ganden, Tsurpu, Drikung Til, Terdrom... a nawet nad jezioro Namtso!

Uważam, że w aktualnej sytuacji (czyli od marca 2008) podróżowanie po Tybecie tak, jak to zrobili autorzy wywiadu jest nieodpowiedzialne i faktycznie jest narażaniem Tybetańczyków. My co najwyżej zapłacimy karę kilkadziesiąt-kilkaset USD (raczej za brak permitu nie zamykają na miesiąc), natomiast życzliwi nam Tybetańczycy zostają na miejscu i potencjalnie (oczywiście że zawsze) mogą z tego powodu mieć kłopoty. Nawet "urywanie się" przewodnikowi tybetańskiemu, gdy ma się wyjazd zorganizowany przez agencję, grozi co najmniej sporą grzywną dla biura, a w najgorszym przypadku utratą pracy dla przewodnika oraz licencji przez biuro.

Mam jednak nadzieję, że w przyszłości znowu będzie łatwiej samotnie włóczyć się po Dachu Świata - bo były takie okresy, nawet jeszcze całkiem niedawno. Teraz jednak, w ostatnich 2 latach sytuacja jest znacznie gorsza przede wszystkim dla Tybetańczyków, jak również dla turystów, których też dotyczą niektóre obostrzenia i zakazy.

Postuluję więc przyszłym naśladowcom Krzysztofa i Joanny by jednak spojrzeli na ten problem trochę głębiej, niż tylko poprzez pryzmat własnych ekscytujących doświadczeń w podróży i ewentualnej "sławy" z powodu wykiwania kilku chińskich urzędników.

Serdecznie pozdrawiam wszystkich podróżników po Tybecie.

Marek Kalmus

PS. Stolica Tybetu nazywa się Lhasa, czyli Ziemia Bogów (od „Lha” - bóstwo, i „sa” - ziemia). Nie ma to nic wspólnego z lassem :-)


******

Marek Kalmus - uczestnik około trzydziestu wypraw w góry Turcji, Iranu, Hindukusz, Karakorum, Himalaje i do Tybetu, alpinista i przewodnik tatrzański. Geolog, filozof i dr religioznawstwa, badacz kultury tybetańskiej. Laureat nagrody specjalnej Kolosy 2008 za zasługi na polu propagowania unikatowej, duchowej i materialnej, kultury Tybetu a także prawa jego mieszkańców do własnej tożsamości narodowej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz