4 października 2010

Teatr Szczęśliwego Światła i inne historie (część I)

Serdeczne podziękowania dla Tenzina Sonama oraz Ritu za świetną i podnoszącą na duchu książkę - The Sun Behind the Clouds: Tibet’s Struggle for Freedom  - ukazała się ona we właściwym momencie i jest niczym lekarstwo na koniec tego przygnębiającego roku. A przede wszystkim podziękowania dla Dhondupa Wangchena filmowca o niezachwianej uczciwości i prawdziwie wielkiej odwadze; dziękuję.


Krótki rys historyczny kina w Tybecie

Kluczową sceną w starych hollywoodzkich filmach o nieustraszonych białych odkrywcach, którzy spotykają dzikich w najdalszych zakątkach Afryki (lub dzikie plemiona w Afganistanie) jest zazwyczaj moment, kiedy bwanas (lub sahibowie) zostają pojmani przez tubylców i wydaje się, że już nic nie możne ich uratować. Wtedy odkrywcy prezentują magię białego człowieka, przewidując nadchodzące właśnie zaćmienie słońca (Kopalnie Króla Salomona), czym obłaskawiają tubylców. Podobny efekt Sahib może też osiągnąć w mniej spektakularny sposób - puszczając ze sfatygowanego Victlola głos wielkiego Caruso, czym uspokoi "wrzenie w dzikich piersiach". Można użyć do tego także projektora, którym oświetlimy fragment świątyni lub urwisko wyświetlając na nim ruchome postaci, które zmuszą tubylców do uległości. Z radością odnotowuję, że ten hollywoodzki stereotyp runął zupełnie, kiedy pierwsza misja brytyjska dotarła w 1920 r. do Lhasy.

Charles Bell, szef misji, opowiadał, że wódz naczelny armii tybetańskiej (Tsarong Dasang Dadul) zabawiał go i jego kompanów, pokazując filmy w swojej prywatnej sali projekcyjnej. Bell zauważa, że Tsarong całkiem sprawnie radził sobie z projektorem. Bell prawdopodobnie nie spodziewał się oglądać filmów w "zakazanym" Tybecie i to uwiarygodnia historie, które opowiadał. Podróżujący do Tybetu - nawet teraz, w XXI w. mają tendencję do koloryzowania wszystkiego, co jest dziwne i ezoteryczne, skrzętnie pomijając wszystko, co jest nowoczesne i przez to być może odwraca uwagę od trudniejszych aspektów ich relacji.

Oczywiście, w 1920 r. kino było nowością w Tybecie  i prawdopodobnie projektor Tsaronga był jedynym w Lhasie, choć najprawdopodobniej także i Dalajlama posiadał takowy. Dla pozostałych Tybetańczyków najbardziej zbliżony do filmu czy przedstawienia typu światło i dźwięk był Sang-Thag – teatr Niższego Kolegium Tantrycznego (Gyumey) w Lhasie. Widziałem pokaz około roku 1971  w Dharamshali w Nowy Rok po festiwalu Mynlam. Jak sama nazwa "ukryte nici" wskazuje, jest to teatr lalek. Nie ograniczał się on jedynie do marionetek, ale wykorzystywał także różne efekty specjalne. Sang-Thag nie służył zabawie, ale rytuałom ofiarowania (choepa) części "Ofiarowania XV*" (Choenga Choepa), których głównym elementem były niesamowite rzeźby masła wykonywane przez Wyższe Kolegium Tantryczne (Gyutoe). Pomimo celów religijnych przedstawienia lalkowe były jednak ogromnie zabawne. Przedstawienia odgrywano w niewielkim oświetlonym żarówką proscenium. W dawnym Tybecie były toto lampy maślane, oświetlenie elektryczne mogło być używane po 1927 roku, kiedy w Lhasie wybudowano pierwszą hydroelektrownię. Teatr Sang Thag nie ma scenariusza ani fabuły, ale składa się z serii pięknie wystawionych obrazów. Mały mnich pojawiał się na dachu klasztoru i biciem w gong budził klasztor. Mnisi gromadzili się w sali wypełnionej rzędami figur, które w środku miały poukrywane sprężyny, co powodowało, że poruszały się one w tę i z powrotem w bardzo sugestywny sposób. Wyrocznia wpadała w trans i uderzała swojego sekretarza kijem - i tak dalej. Na koniec pokazu opadała kurtyna, a dzieci krzyczały "cheonga choepa lao sangthag nang thenrok chik" lub "Ofiarowanie XV ", proszę pociągnij za ukryte sznurki" dopóki nie zaczął się kolejny pokaz.

 Najwcześniejsze odniesienia w języku tybetańskim do pochodzących z Zachodu urządzeń optycznych, służących rozrywce mamy w napisanej w 1789 r. książce Jigme Lingpy Discourses on India omawiającej Wielką Brytanię, Turcję i Mongołów, a zwłaszcza koncentruje się na Anglii i jej różnych dobrach eksportowych jak teleskopy, nowoczesną broń, itp. Opisuje dość szczegółowo współczesne mu nowości jak np. katarynki. Wspomina również, że "na górze tego pudełka" w ruchomych szklanych drzwiach pojawiają się cudzoziemskie kraje; zdjęcia z tych krajów są płaskie, rozjaśnia je lustro w środku i tym magicznym sposobem szczegóły rysunku są pięknie podkreślone; wyobrażenia krajów świata, wykonywane na niewielkich płytkach stają się ogromne wewnątrz szklanych drzwi." Nie jestem pewien, czy Jigme Lingpa opisywał zograscop, peep-show czy inny kalejdoskop.


Claude John White, przedstawiciel Wielkiej Brytanii w Sikkimie, organizował pokazy przy pomocy laterna magica w Bhutanie, Sikkimie i prawdopodobnie w regionie Chumbi w Tybecie na początku XIX w. Wiktoriańska laterna magica była pierwowzorem współczesnego rzutnika (i programu komputerowego PowerPoint). Przezroczyste zdjęcia, na szklanych negatywach, wyświetlane były na duży kawałek materiału, który zmoczony umożliwiał oglądanie przez wielu widzów po obu stronach płóciennego ekranu. Jednak korzystanie z latarni czarnoksięskiej niosło za sobą zagrożenia. Rodzaj paliwa wykorzystywanego przez White do zapalania reflektorów, które oświetlały jego slajdy -  acetylen, który dawał jasne białe światło, był bardzo niebezpieczny. Na jednym z pokazów w Paro Dzong w Bhutanie, wybuchł "akumulator", osmalając twarz White'a i paląc mu brwi, rzęsy i wąsy.

Brytyjskie kino w Tybecie

Kolejne misje brytyjskie, które przybyły do Lhasy po misji Bella w 1920 roku używały kina jako "odrobiny łagodnej propagandy"  - metody tworzenia przyjaznej, nieformalnej atmosfery w kontaktach z Tybetańczykami. F.M. Bailey pokazywał filmy w Lhasie w 1924 roku, jeden z nich był kroniką z inauguracji Parlamentu przez angielskiego króla. W 1933 roku Fryderyk Williamson dla rozrywki XIII Dalajlamy wyświetlił film z Charlie Chaplinem. W swoim pamiętniku Pani Williamson pisze "w rankingach popularności Charlie Chaplin zawsze miał przewagę nad Kotem Fritzem. Było tak zawsze, bez względu na to, gdzie pokazywaliśmy filmy. Charlie Chaplin najpopularniejszy był w Lhasie; mieliśmy jeden z jego filmów The Adventurer w którym gra zbiegłego więźnia. Tybetańczycy przemianowali go na "Kuma" (Złodziej);  każdy chciał go obejrzeć, łącznie z Jego Świątobliwością, który śmiał się serdecznie podczas pokazu". Dr Pemba w książce Young Days in Tibet pisze: "pierwszy film jaki kiedykolwiek widziałam to był film z Charlie Chaplinem. Było wiele filmów z nim w roli głównej, czasami kryminałów, jak Easy Street. Miał Wielu fanów w Dekji Lingkce (Misja Brytyjska), a ludzie zawsze domagali się Kumy (Złodzieja)."Podobnie jak reszta świata, Tybetańczycy (przynajmniej ci, którzy mieli dostęp do kina) byli oczarowani Charlie Chaplinem. W podobny sposób jak Francuzi przemianowali go na "Charlot", Tybetańczycy ochrzcili małego włóczęgę mianem Charlie "Chumping" lub Charlie Champion. Angielskie słowo "champion", z niewielkimi zmianami w wymowie, ale stosowane w odpowiednim tego słowa znaczeniu, zostało włączone  w latach '20 i '30 do popularnego tybetańskiego leksykonu.


Podczas drugiej wizyty w Lhasie Williamson wyświetlał zarówno kroniki z obchodów Srebrnego Jubileuszu króla Jerzego V oraz Pokazów Lotniczych w Hendon jak i krótkie filmiki dydaktyczne. Pani Williamson wspomina, że kiedy pokazywano filmy w takim miejscu jak Paro w Bhutanie, jej mąż używał projektora zasilanego bateriami, które mogłyby być ładowane tylko w Lhasie. Sieć elektryczną w Lhasie opisuje w następujący sposób: "Przeprowadzono przewód wysokiego napięcia na odcinku czterech mil z elektrowni koło Trapchi do podstacji w mieście, znajdującej się pod domem Ringanga". Ringang był inżynierem, który zbudował elektrownię. Pani Williamson wspomina również, że brat Ringanga miał w domu prywatny teatr. Nie słyszałem nic, co mogłoby to potwierdzać, ale wydaje się, że zainteresowanie kinem w Lhasie wzrastało. 

Heinrich Harrer wspomina, że Tsarong otrzymał  od swego syna, który przebywał w owym czasie w szkole w Darjeelingu, następujący list (w języku angielskim): "Czy istnieją jakieś mówiące zdjęcia w Lhasie? Słyszałem, że w Lhasie są mówiące zdjęcia, a panowie nie pracują, tylko co noc chodzą oglądać mówiące zdjęcia. Nie mam nic więcej do powiedzenia."**


Misja Goulda w 1936 roku nie tylko przywiozła ze sobą wiele filmów z Charlie Chaplinem ale również Rin-Tin-Tina w The Night Cry (1926), który stał się wielkim przebojem w Lhasie. Usłyszałem od starego arystokraty, który uczęszczał do szkoły Franka Ludlow'a w Gyangtse, że widział w Dekji Lingce film "Lassie Come Home" i że był on bardzo popularny wśród Tybetańczyków. Według Goulda, kroniki filmowe z parad wojskowych i królewskich zyskały uznanie lokalnej publiczności i daje dobre wyobrażenie o brytyjskiej potędze i celach." Później podczas wojny filmy w typie Victory in the Desert stały się bardzo popularne.  Jeden z moich tybetańskich informatorów, który jako dziecko uczestniczył w pokazie filmu w Dekji Linga  podczas przyjęcia bożonarodzeniowego, tak opisywał swoje doświadczenia.

Nigdy wcześniej nie widział filmu przed i nie miał pojęcia, czego oczekiwać.

Początkowo myślał, że Kino to była jedna z długich błyszczących ozdób świątecznych, które zwisały z sufitu. Patrzył na nią, aż starsza osoba powiedziała mu delikatnie "Ganden-la, na co ty patrzysz? Spójrz tam, to jest "beskop". Mgliście przypominał sobie scenę zderzających się dwóch samochodów. To był niemy film, prawdopodobnie komedia Macka Senneta. Tybetańczycy jako pierwsi określili  kino mianem boskop  od "Bioscope" jednego z pierwszych nazw filmów (jak Kinema, vitascope, itp.), a teraz najwyraźniej używanego jedynie przez mieszkańców Afryki Południowej, Nepalu i Tybetańczyków. Obecnie Tybetańczycy (zarówno w Tybecie jak i na uchodźstwie) stosują nazwę lok-nyen, bezpośrednie tłumaczenie z chińskiego dian-ying.


Filmy wyświetlane w Misji Brytyjskiej były bardzo popularne i niemal wszystkie sprawozdania personelu misji wspominają nieproszonych, ale entuzjastycznie nastawionych mnichów, próbujących się dostać do środka. Dla Basila Goulda było jasne, co tybetańscy duchowni myślą na temat kina. "Wśród najbardziej gorliwych naszych klientów naszego kina byli mnisi. Nic nie sprawiało Tybetańczykom większej radości niż oglądanie siebie lub swoich znajomych na zdjęciach lub na ekranie."  Od czasu pojawienia się w Tybecie, kino nie było postrzegane jako swoista magia czy też tabu, ale jako znakomita rozrywka. W niektórych przypadkach doceniano jego wartość edukacyjną. Gould pisał, że "wyższy rangą mnich niedawno zasugerował, że spowodowałoby wiele radości w Lhasie, gdyby poczyniono przygotowania w celu sfilmowania świętych miejsc w Birmie, Indiach i Cejlonie i pokazane w Lhasie".


Chiński uczony Ma Lihua w swojej książce Old Lhasa, opisuje tybetańskie przesądy dotyczące fotografii, i wspomina, że Tybetańczycy obawiali się, że aparat "więzi duszę ". Według Harrera i Kingdon-Warda, było zgoła odwrotnie, ciekawość tybetańskich przechodniów była dość uciążliwa gdy zerkali w obiektyw z drugiej strony kamery, lub teodolit, jak miało to miejsce w przypadku Harrera.

Robert Ford, który mieszkał przez kilka lat w Tybecie i pracował dla rządu Lhasie jako operator radiowy, wyraża nieufność wobec protekcjonalnych para-etnologicznych relacji europejskich podróżników na temat łatwowierności i zabobonności tubylców. W swojej książce Captured in Tibet, pisze, "Umożliwiłem jej (żonie starosty), rozmowę przez radio z rodzicami w Lhasie; była mi bardzo wdzięczna ale bardzo przejęta wrażeniem jakie wywarła na niej moja mała sztuczka, bo nigdy wcześniej nie widziała radia. Podobne doświadczenia miałem podczas całej podróży. Ludzie byli zaintrygowani, szukali człowieka w pudełku, ale nigdy nie przypisywali mi żadnych magicznych mocy. Sceptycznie odnoszę się do opowieści europejskich podróżników, którzy utrzymują, że brano ich za czarowników a nawet bogów gdy pokazywali techniczne nowinki tubylcom, wyznającym swoją własną religię."


Tybetańczycy, o czym była mowa wcześniej" używali na określenie kina zapożyczonego słowa "beskop"; nie używano innego pojęcia, związanego z siłami nadprzyrodzonymi lub magicznymi. Nawiasem mówiąc, najwcześniejszym chińskim słowem na określenie filmów było shen-ying "magiczny cień", lub "Magia Cienia", jak chiński reżyser Ann Hu zatytułowała swój film (2000), w którym pokazuje, wprowadzenie filmów do Chin na początku XX w.


Mnisi i inne ultra-konserwatywne elementy w Tybecie opierały się tworzeniu nowoczesnych sił zbrojnych, angielskim szkołom w Gyangtse i Lhasie, meczom piłki nożnej, ale jakoś nigdy nie byli przeciwni kinu. Przeciwnie, uczestniczyli w pokazach filmowych, podobnie jak to robią obecnie w salonach video Mc Leod Ganj. Mnisi nie sprzeciwiali się otwarciu komercyjnego kina w świętym mieście Lhasa.  W rzeczywistości ostatnie kino, wybudowane przed rokiem 1959 było własnością mnicha.

Kino komercyjne w Tybecie

Pierwsza komercyjna sala kinowa w Lhasie została założona przez dwóch braci Radhus - muzułmanów z Ladakhu, których Tybetańczycy nazywali braćmi "Tsakhur", od nazwy ich domu w mieście. Muhammad Ashgar i Sirajuddin rozpoczęli działalność w branży filmowej od projekcji obrazu na płócienny ekran, przy pomocy rzutnika napędzanego dynamem rowerowym. Według Abdula Wahida, który poślubił córkę Radhów "zyski z tego pozwoliły im na przywóz prawdziwy projektora kinowego z Indii, które proponuje się stosowanie w Lhasie." Oficjalne pozwolenie na otwarcie kina wydał wysoki urzędnik Kuchar Kunphel, dla którego bracia Radhu zorganizowali specjalny pokaz filmowy. Jeśli uznamy słowa Wahida za prawdziwe oznacza to, że pierwsza sala kinowa w Lhasie została założona przed 1934 r. zanim Kunphel utracił władzę; ale nie jest to pewne. Ich najstarszy brat - Radhu Khwaja Abdul Aziz z trudem zarządzał przedsięwzięciem, nie mając pewności czy zyski uzyskane z wyświetlania ruchomych obrazów były legalne z punktu prawa islamskiego. Mimo to w swoich wspomnieniach - Tibetan Caravans, Wahid napisze, że kino "przynosiło im znaczne dochody".

Był to teatr, w którym wyświetlano słynny Anarkali, wielki mongolski romans - tragiczną historię pięknej niewolnicy pogrzebanej żywcem za to, iż zakochała się w księciu Salimie (synu cesarza Akbara); film ten zajmuje poczesne miejsce w sercach wielu starszych mieszkańców Lhasy, podobnie jak Przeminęło z wiatrem w sercach wielu starszych Amerykanów. Kiedy w Lhasie oglądalność jakiegoś tytułu spadała Radhusowie przenosili się do Shigatse, gdzie urządzali pokazy plenerowe. Jeden z informatorów zapamiętał taki pokaz i hałas generatora napędzającego projektor.

Ngałang Dhakpa z sąsiadującym z Lhasą Chithiling, powiedział mi, że widział w tym teatrze filmy Tarzan oraz Jungle Jim.
Wspominał jeden z filmów z serii Jungle Jim, gdzie pół obrazu było całkiem niewyraźne. Prawdopodobnie, kiedy filmy były przewożone łodzią przez rzekę Kyichu, łódka wywróciła i kilka puszek z filmami wpadło do rzeki. Choć zostały wyłowione z rzeki, filmy uległy częściowemu zniszczeniu. Lowell Thomas Jr. wspomina, że w Lhasie dużą popularnością cieszył się Tarzan i filmy Braci Marx. Alo Chonze, czołowy działacz polityczny i kontrowersyjny przedsiębiorca, uruchomił przedsięwzięcie mające na celu budowę kina w miejscowości Songra, na północny-wschód od Jokhangu, gdzieś w połowie lat pięćdziesiątych. Chonze miał wielkie idee - zamierzał umieścić kino w nowoczesnym budynku bez filarów niezbędnych w tradycyjnych tybetańskich konstrukcjach. Zamierzał przywieźć stalowe dźwigary z Indii i stworzyć wielkie otwarte audytorium, w którym nic nie zasłaniałoby widzom ekranu. Planował także wybudowanie pasażu handlowego w budynku kina. Ale jakoś cały projekt upadł. Powiedziano mi, udało mu się zdobyć inwestorów, ale być może nie było ich wystarczająco dużo, lub też wszystko to działo się w czasie, gdy został aresztowany jako jeden z przywódców podziemnej organizacji "Mimang", rozklejającej w mieście plakaty skierowane przeciwko chińskiemu okupantowi

Diki Wolnang zwany też Teatrem Szczęśliwego Światła zbudowany został w 1958 roku i był wspólnym przedsięwzięciem urzędnika Liushara Thuptena Tharpy i muzułmańskiego biznesmena Ramzana. Według dziennikarza Noela Barbera budynek wzniesiono z betonu i konstrukcji stalowej i mógł pomieścić tysiąc osób. Był położony na zachód od Jokhangu w kierunku mostu Yuthog. Aby zareklamować społeczeństwu Lhasy swoje pokazy szefowie kina odtwarzali na godzinę przed seansem przez głośniki nagrania 78 hinduskich piosenek. Słychać je było niemal w całym mieście. Te irytujące praktyki przeniesione zostały na emigrację, gdzie Tibetan Drama Party (obecnie TIPA) bombarduje muzyką płynącą z głośników cały McLeod Ganj. Podczas Powstania w 59 r. Kino Szczęśliwego Światła zostało przejęte przez chińskich żołnierzy. Według Noela Barbera, który napisał książkę na temat tych wydarzeń (From the Land of Lost Content) początkowo siły tybetańskie broniące Jokhangu bombardowały salę kinową ogniem moździerzy, a następnie zakatowały go. Jedna grupa bojowników tybetańskich udała się na tyły budynku i wspięła się do sali projekcyjnej i z balkonów ostrzeliwała śpiących na dole Chińczyków.


Lhasa nie była jedynym miastem, w których działały pierwsze tybetańskie kina. W latach '40 i '50 Novelty Bioscope Hall w Kalimpongu, budowla z blachy falistej w pobliżu stadionu do piłki nożnej, zapełniała rozrywkę nie tylko mieszkańcom miasta, ale i gościom z Tybetu. Ponieważ wielu z nich było wiele z nich było prostymi poganiaczami mułów i członkami karawan, szukającymi odpoczynku po długiej i niebezpiecznej drodze przez wyżyny Tybetu  kino zatrudniało wyposażonych w latarki i noże tybetańskich strażników. Dla wielu Khampów, wizyta w prowadzonym przez chińczyków kinie w Dhartsedo byłą najprawdopodobniej ich pierwszym kontaktem z filmem. Zachowało się niestety niewiele informacji na temat tej instytucji, innych niż pochodzące od misjonarzy chrześcijańskich, którzy potępiali kino, uważając je za rozrywkę zgubną dla tak "naiwnej" publiczności jak Tybetańczycy. Jeden z Khampów opowiadał mi, że widział inji*** beskop o ujmującej (SHA-tsamo) dziewczynce. Filmy z Shirley Temple były popularne w Chinach w czasach Kuomintangu. Wraz z wkroczeniem Armii Czerwonej w końcu 1949 roku kino zostało zamknięte, a sala wykorzystywana do politycznych spotkań, wieców i sesji krytyki. Właściciel sali kinowej prawdopodobnie popełnił samobójstwo, skacząc w spienione wody rzeki Dharchu, podobnie jak wielu innych biznesmenów w mieście, zarówno Tybetańczyków jak i Chińczyków.

Pokazy chińskich filmów propagandaowych

Chińskie siły okupacyjne w Lhasie początkowo wyświetlały filmy propagandowe, w godzinach wieczornych, na końskim targu Wontoe Shinga. Duży, biały ekran z bawełny wisiał na tylnej ścianie domu Trimon po wschodniej stronie placu. Mój informator powiedział mi, że niektóre domy wokół placu miały wsporniki, na których można było usiąść, jeśli przyszło się wystarczająco wcześnie. W zimie na  placu było bardzo zimno; mój informator wspomina że wraz ze swoimi kolegami namawiał dziewczęta z widowni by usiadły im na kolanach.

Pokazywane filmy były zwykłymi dokumentami i kronikami o traktorach, tamach, rolnikach, otwarciu jakiejś fabryki, wojny koreańskiej i życiu Józefa Stalina (po jego śmierci). Jednym filmem, który autentycznie cieszył Tybetańczyków był Bai Mao Nu (1950) – Dziewczyna o białych włosach, w reżyserii Wang Bina i Shui Hua. Film opowiada historię odważnej dziewczyny z chłopskiej rodziny, która ukrywa się przez lata w dzikich górach prowincji Hebei przed despotycznym właścicielem i jego poplecznikami i którą ostatecznie ratuje jej ukochany - komunistyczny żołnierz walczący z Japończykami.
Film został przerobiony podczas rewolucji kulturalnej na balet rewolucyjny pod "artystycznym" kierownictwem Pani Mao. Chińczycy wyświetlali również filmy indyjskie nakręcone przez indyjskich komunistów i socjalistów. Jednym z nich był zdobywca Nagrody Bimala Roy’a (Internationale Prix w Cannes), ukazującego cierpienia indyjskich chłopów  - Bhiga Zamin (Dwa hektary ziemi). Innym bardzo popularnym w Tybecie bombajskim filmem (a także w Chinach i ZSRR) był Awaara (Wędrowiec) Raj Kapoora. Opowieść o drobnym złodziejaszku, potępionym przez społeczeństwo, ale odkupionym przez miłość Rity, jego przyjaciółki z dzieciństwa. W chińskiej wersji językowej - Liu Lang Zhe - nawet piosenka "Awara Hun" (Jestem wędrowcem) została przetłumaczona i przystosowana do śpiewania po chińsku.


W połowie lat osiemdziesiątych Chińczycy wybudowali sale kinowe w kwaterze głównej sił zbrojnych oraz kompleks o nazwie Tybetański Region Autonomiczny, w którym wyświetlano filmy i wystawiano spektakle kulturalne. Od połowy lat pięćdziesiątych władze okupacyjne wydały zarządzenie, że wszystkie filmy przywiezione do Tybetu muszą zostać ocenzurowane. Być może to zarządzenie przyczyniło się do decyzji rodziny Radhu o zamknięciu sali kinowej i opuszczeniu Lhasy na dobre.


C.D.N...



Oprócz źródeł pisanych, większość informacji na ten temat pochodzi z rozmów prowadzonych (przez ponad rok) z nieżyjącym już Nornangiem Gandenem, Lingtsangiem Thuptenem, Tseringiem, ze świętej pamięci Chitilingiem Ngałangiem Dhakpą oraz Gyenem Lutsą, Gyenem Norbu Tseringiem, Tashim Tseringiem (z AMI), Tseringiem Wangchuckiem, Dziamjangiem Dorjee, moim wujkiem TC Tethongiem, oraz z moim świętej pamięci wujem Tesurem Paldenem Gjalcenem, moją zmarłą matką i wieloma innymi znajomymi i krewnymi. Pragnę też podziękować Sonamowi Dhargyalowi za przesłanie mi kopie CD filmów z Tybetu.
Jamyang Norbu


-------------------------------

Przypisy tłumacza:

* Chodzi tu o ofiary składane 15 dnia ostatniego miesiąca kalendarza tybetańskiego, upamiętniające tryumf Buddy nad 6 niebuddyjskimi nauczycielami, który wyzwali go na pojedynek w tworzeniu cudów. Tradycja ta zapoczątkowana została w XIV w. przez wielkiego reformatora Tsongkhapę. Tego dnia składa się w ofierze khapse - rzeźby wykonane z masła.

** W oryginale:  “Is there any talking picture in Lhasa? I heard there is talking picture in Lhasa, and every gentleman doesn’t work, but go to see picture every night. I have nothing more to say.”

***Tybetańskie slangowe określenie cudzoziemca z Zachodu, niezależnie od kraju pochodzenia. Bardziej poprawna wersja to goser inji. Wyraz ten jest używany przez wszystkie grupy wiekowe i opisuje dominującą cechę fizyczną, stereotypowo przypisywaną cudzoziemcom, dosłownie tłumaczone jako "żółta głowa". Inji oznacza mieszkaniec zachodu, a goser  - żółtą głowa. Słowo "inji jest zniekształconą formą słowa "english".




Jamyang Norbu – tybetański intelektualista, pisarz i działacz polityczny. W młodości walczył w Tybetańskim Ruchu Oporu w Mustangu, później był twórcą i dyrektorem Instytutu Amnye Machen. Od ponad 40 lat mieszka na emigracji – obecnie w Stanach Zjednoczonych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz