Drogi Panie Wen Jiabao,
witam w Indiach. Choć sam nie jestem obywatelem tego kraju, tu się jednak urodziłem i dorastałem, podobnie jak wszyscy uchodźcy. Indie są więc dla mnie jedynym domem, jaki znam. Należę do drugiego pokolenia uchodźców tybetańskich – jednym z wielu dzieci tych wszystkich, którzy sukcesywnie od 1959 uciekali przed agresorem chińskim, zdążając śladami Jego Świątobliwości Dalajlamy.
Podczas pańskiej ostatniej wizyty w Indiach w dniu 10 kwietnia 2005 roku - gdy był pan zajęty przemową do indyjskich naukowców na pierwszym piętrze Indyjskiego Instytutu Nauki w Bangalore - oczy mediów znienacka odwróciły się od pana, zostawiając zupełnie osamotnionego w sali. Ktoś bowiem wspinał się po tym szacownym budynku w kierunku dzwonnicy, powiewając bannerem z napisem Wolny Tybet i skandując hasła. To byłem ja.
Dzisiaj piszę do pana swój List Otwarty. Już przed pięcioma laty wiedziałem, że zalicza się pan do grona liberalnych przywódców Chin. Pańskie ostatnie wezwanie do reformy swobód obywatelskich i demokracji w Chinach rozniosło się szerokim echem na międzynarodowym forum. W swoim kraju również posiada pan młodych, ambitnych i wykształconych sojuszników.
Śledzę heroiczne dążenia chińskich pisarzy, poetów, twórców filmowych oraz aktywistów, którzy niestrudzenie działali na rzecz demokracji i ochrony praw człowieka w Chinach. Wielu z nich zostało aresztowanych lub jest notorycznie oskarżanych o nawoływanie do buntu czy ujawnianie tajemnic państwowych. Dobitnym przykładem jest tu Liu Xiaobo, pierwszy chiński laureat Pokojowej Nagrody Nobla.
Nazywam go wojownikiem pokoju, bohaterem nowego świata. Chodziłem do szkoły w czasach, gdy Liu demonstrował na Placu Tiananmen. Dorastałem pełen podziwu dla tych wszystkich studentów, wykładowców, intelektualistów i pracowników, którzy poświęcili swoje życie dla wolności nawołując do reform i powszechnego prawa do wolności słowa, jakie znamionują wolny świat.
Te dzieci nowoczesnych Chin są najprawdziwszymi strażnikami przyszłości Republiki Ludowej. Korzystając z ekonomicznego rozwoju Chin dokładają wszelkich starań, by świadomie kształtować uniwersalne normy społeczeństwa obywatelskiego. Tacy właśnie ludzie inspirują i budzą młode pokolenia rozsiane na całym świecie, które bez nich traktowałyby wolność i demokrację jako należne im, oczywiste wartości.
Świat znacznie chętniej dobija targu z zamożnymi Chinami, które pozostają wierne pekińskiej konstytucji i tamtejszym strukturom prawnym. Na chwilę obecną wolny świat jest albo porażony waszą imponującą manifestacją militarną albo musi czerpać z waszych skarbców, wzbogacanych przez sprzedaż taniej (niewolniczej) siły roboczej do zachodnich korporacji, nie wspominając o drapieżnej eksploatacji złóż mineralnych i innych dóbr, wyżętych do cna z okupowanych terenów południowej Mongolii, wschodniego Turkiestanu (zwanego przez was Xinjiang) oraz Tybetu. A propos, Tybet jest głównym komponentem szerszego problemu Chin.
Skutkiem realizacji waszego 'Projektu przymusowych osiedleń nomadów' tysiące rodzin pasterskich zostało zmuszonych do sprzedaży niezliczonych stad jaków i owiec, po czym stłoczono ich w betonowej szuflandii domków, gdzieś na antypodach – identycznie zostali potraktowani Indianie w strzeżonych rezerwatach jakiś wiek temu.
Dumni z natury nomadzi, którzy od wieków swobodnie wędrowali i cieszyli się bogactwem swojej kultury i tradycyjnego stylu życia, przyglądają się teraz bezwiednie jak ich pastwiska są rozkopywane pod kopalnie i lotniska wojskowe, jak naturalną glebę pokrywa drogowa oraz kolejowa infrastruktura. Tybetańscy chłopcy myją gary w przydrożnych restauracjach, dziewczęta nakłania się do prostytucji.
Tego lata, gdy trzęsienie ziemi uderzyło w Jeikudo w regionie Yushu był, był pan pierwszym chińskim przywódcą, który odwiedził poszkodowanych mieszkańców. Na własne oczy zobaczył pan, że z Yushu odchodzą gałęzie kilku najważniejszych rzek Azji. Rzeki spływają z tybetańskich źródeł do Indusu, Brahmaputry, rzeki Satledź, Saluin, Mekongu, a rzeka Jangcy wraz z rzeką Żółtą karmią ponad 1.5 biliona w ludzi południowej Azji i Chinach.
I te właśnie rzeki są obecnie dewastowane na wielu odcinkach – szczególnie wzdłuż potężnej Yarlung Tsangpo, która wpływa do Indii, podobnie jak Brahmaputra. Ich zamulenie powoduje zmiany w naturalnych trajektoriach. Czyżby Pekin był nieświadomy faktu że powódź, której katastrofalne skutki dało się już odczuć na obszarze Wyżyny Tybetańskiej, ma swoje konkretne negatywne powiązania z geo-polityką terenów Południowej Azji, a w tym wszystkich jej mieszkańców?
Pamiętne powstanie z 2008 roku zostało brutalnie stłumione przez Chińską Armię Ludowo-Wyzwoleńczą. Obecnie Tybet jest strefą zmilitaryzowaną, w obrębie której ludzie żyją pod pręgierzem ciągłego strachu i wszechobecnej podejrzliwości. Tymczasem, mimo licznych prześladowań Tybetańczyków i Ujgurów, Chiny są jedynym krajem nie zagrożonym ze strony terrorystów. Kiedy więc przybywa Pan z delegatami na oficjalną wizytę do Indii, my wychodzimy na ulice, by protestować w pokoju, bez przemocy. A może dojdzie kiedyś do porwania samolotów? Może jacyś samobójcy wysadzą w powietrze prominentnego przywódcę? Skądże.
Kieruje nami etyka i opanowanie wynikające z silnej wiary w pokój, której gwarantem jest nasz przywódca, Jego Świątobliwość Dalajlama. Niestety, jego propozycja uznania autentycznej autonomii w ramach Chińskiej Republiki Ludowej została kategorycznie odrzucona przez władze Chin. Dlaczego w trakcie swojej trzydniowej wizyty w Indiach nie znalazł Pan czasu na spotkanie i rozmowę z Nim?
W latach 60-tych starsze pokolenie Tybetańczyków niepokoiło się dalszym losem swojego kraju. Dziś natomiast wszystkie działania są podejmowane przez młodych ludzi zarówno w Tybecie, jak i poza jego granicami. Tu, na wygnaniu wybierzemy w przyszłym roku swojego nowego premiera wraz z 44 członkami parlamentu. Młodzi Tybetańczycy, im lepiej są wykształceni, wykwalifikowani, im więcej nawiązują międzynarodowych kontaktów, im bardziej się rozwijają, tym bardziej cierpią z powodu braku poczucia przynależności. Nie są w końcu obywatelami żadnego kraju. Ten brak przynależności sprawia, że żyjemy w niepewności, a nasze dążenia mają dla nas znacznie większą wagę niż dla naszych rodziców i dziadków. Stąd wynika też silniejsze pragnienie niezależności obecne wśród młodzieży. Ostatnia zmiana w systemie edukacyjnym wyparła książki tybetańskie na rzecz chińskich. To jeszcze bardziej wzmocniło nasze przekonanie, że tylko niezależność zagwarantuje przetrwanie narodowi tybetańskiemu. 60 lat chińsko-indyjskich relacji koresponduje z 60-letnią okupacją Tybetu przez Chiny.
Panie Premierze, w 2012 roku odejdzie pan na emeryturę. I zgodnie z pana ulubionym powiedzeniem "ren zji jian si qi yan ye shan" (chwila śmierci wyzwala z człowieka prawdę) nadszedł właśnie czas, w którym rzeczywiste pragnienia Chińczyków zostały wyrażone. I nikt prócz Pana nie może im lepiej zadośćuczynić.
Tenzin Tsundue
Dharamsala, India. 14 grudnia 2010.
Tłum. Katarzyna Gąsiorek
Słowo o autorze:
Tenzin Tsundue jest tybetańskim poetą, publicystą i działaczem przebywającym w Dharmasali, w Indiach. Jest sekretarzem organizacji Friends of Tibet opowiadającej się za niepodległością Tybetu. Opublikował książki: „Crossing the order”, „Shemshook” oraz „Kora” (zbiorek wierszy przetłumaczony na j. polski i objęty patronatem przez Program Tybetański Fundacji Inna Przestrzeń). W grudniu 2008 roku na zaproszenie Programu Tybetańskiego przyjechał do Polski, aby wziąć udział w promocji polskiego wydania "Kory" w Klubie Gazety Wyborczej.
Więcej informacji:
Tenzin Tsundue - notka biograficzna
Między smokiem a słoniem - esej o relacjach chińsko - indyjskich
Tybet musi być niepodległy - wywiad w Gazecie Wyborczej (2006 r.)
Podczas pańskiej ostatniej wizyty w Indiach w dniu 10 kwietnia 2005 roku - gdy był pan zajęty przemową do indyjskich naukowców na pierwszym piętrze Indyjskiego Instytutu Nauki w Bangalore - oczy mediów znienacka odwróciły się od pana, zostawiając zupełnie osamotnionego w sali. Ktoś bowiem wspinał się po tym szacownym budynku w kierunku dzwonnicy, powiewając bannerem z napisem Wolny Tybet i skandując hasła. To byłem ja.
Dzisiaj piszę do pana swój List Otwarty. Już przed pięcioma laty wiedziałem, że zalicza się pan do grona liberalnych przywódców Chin. Pańskie ostatnie wezwanie do reformy swobód obywatelskich i demokracji w Chinach rozniosło się szerokim echem na międzynarodowym forum. W swoim kraju również posiada pan młodych, ambitnych i wykształconych sojuszników.
Śledzę heroiczne dążenia chińskich pisarzy, poetów, twórców filmowych oraz aktywistów, którzy niestrudzenie działali na rzecz demokracji i ochrony praw człowieka w Chinach. Wielu z nich zostało aresztowanych lub jest notorycznie oskarżanych o nawoływanie do buntu czy ujawnianie tajemnic państwowych. Dobitnym przykładem jest tu Liu Xiaobo, pierwszy chiński laureat Pokojowej Nagrody Nobla.
Nazywam go wojownikiem pokoju, bohaterem nowego świata. Chodziłem do szkoły w czasach, gdy Liu demonstrował na Placu Tiananmen. Dorastałem pełen podziwu dla tych wszystkich studentów, wykładowców, intelektualistów i pracowników, którzy poświęcili swoje życie dla wolności nawołując do reform i powszechnego prawa do wolności słowa, jakie znamionują wolny świat.
Te dzieci nowoczesnych Chin są najprawdziwszymi strażnikami przyszłości Republiki Ludowej. Korzystając z ekonomicznego rozwoju Chin dokładają wszelkich starań, by świadomie kształtować uniwersalne normy społeczeństwa obywatelskiego. Tacy właśnie ludzie inspirują i budzą młode pokolenia rozsiane na całym świecie, które bez nich traktowałyby wolność i demokrację jako należne im, oczywiste wartości.
Świat znacznie chętniej dobija targu z zamożnymi Chinami, które pozostają wierne pekińskiej konstytucji i tamtejszym strukturom prawnym. Na chwilę obecną wolny świat jest albo porażony waszą imponującą manifestacją militarną albo musi czerpać z waszych skarbców, wzbogacanych przez sprzedaż taniej (niewolniczej) siły roboczej do zachodnich korporacji, nie wspominając o drapieżnej eksploatacji złóż mineralnych i innych dóbr, wyżętych do cna z okupowanych terenów południowej Mongolii, wschodniego Turkiestanu (zwanego przez was Xinjiang) oraz Tybetu. A propos, Tybet jest głównym komponentem szerszego problemu Chin.
Skutkiem realizacji waszego 'Projektu przymusowych osiedleń nomadów' tysiące rodzin pasterskich zostało zmuszonych do sprzedaży niezliczonych stad jaków i owiec, po czym stłoczono ich w betonowej szuflandii domków, gdzieś na antypodach – identycznie zostali potraktowani Indianie w strzeżonych rezerwatach jakiś wiek temu.
Dumni z natury nomadzi, którzy od wieków swobodnie wędrowali i cieszyli się bogactwem swojej kultury i tradycyjnego stylu życia, przyglądają się teraz bezwiednie jak ich pastwiska są rozkopywane pod kopalnie i lotniska wojskowe, jak naturalną glebę pokrywa drogowa oraz kolejowa infrastruktura. Tybetańscy chłopcy myją gary w przydrożnych restauracjach, dziewczęta nakłania się do prostytucji.
Tego lata, gdy trzęsienie ziemi uderzyło w Jeikudo w regionie Yushu był, był pan pierwszym chińskim przywódcą, który odwiedził poszkodowanych mieszkańców. Na własne oczy zobaczył pan, że z Yushu odchodzą gałęzie kilku najważniejszych rzek Azji. Rzeki spływają z tybetańskich źródeł do Indusu, Brahmaputry, rzeki Satledź, Saluin, Mekongu, a rzeka Jangcy wraz z rzeką Żółtą karmią ponad 1.5 biliona w ludzi południowej Azji i Chinach.
I te właśnie rzeki są obecnie dewastowane na wielu odcinkach – szczególnie wzdłuż potężnej Yarlung Tsangpo, która wpływa do Indii, podobnie jak Brahmaputra. Ich zamulenie powoduje zmiany w naturalnych trajektoriach. Czyżby Pekin był nieświadomy faktu że powódź, której katastrofalne skutki dało się już odczuć na obszarze Wyżyny Tybetańskiej, ma swoje konkretne negatywne powiązania z geo-polityką terenów Południowej Azji, a w tym wszystkich jej mieszkańców?
Pamiętne powstanie z 2008 roku zostało brutalnie stłumione przez Chińską Armię Ludowo-Wyzwoleńczą. Obecnie Tybet jest strefą zmilitaryzowaną, w obrębie której ludzie żyją pod pręgierzem ciągłego strachu i wszechobecnej podejrzliwości. Tymczasem, mimo licznych prześladowań Tybetańczyków i Ujgurów, Chiny są jedynym krajem nie zagrożonym ze strony terrorystów. Kiedy więc przybywa Pan z delegatami na oficjalną wizytę do Indii, my wychodzimy na ulice, by protestować w pokoju, bez przemocy. A może dojdzie kiedyś do porwania samolotów? Może jacyś samobójcy wysadzą w powietrze prominentnego przywódcę? Skądże.
Kieruje nami etyka i opanowanie wynikające z silnej wiary w pokój, której gwarantem jest nasz przywódca, Jego Świątobliwość Dalajlama. Niestety, jego propozycja uznania autentycznej autonomii w ramach Chińskiej Republiki Ludowej została kategorycznie odrzucona przez władze Chin. Dlaczego w trakcie swojej trzydniowej wizyty w Indiach nie znalazł Pan czasu na spotkanie i rozmowę z Nim?
W latach 60-tych starsze pokolenie Tybetańczyków niepokoiło się dalszym losem swojego kraju. Dziś natomiast wszystkie działania są podejmowane przez młodych ludzi zarówno w Tybecie, jak i poza jego granicami. Tu, na wygnaniu wybierzemy w przyszłym roku swojego nowego premiera wraz z 44 członkami parlamentu. Młodzi Tybetańczycy, im lepiej są wykształceni, wykwalifikowani, im więcej nawiązują międzynarodowych kontaktów, im bardziej się rozwijają, tym bardziej cierpią z powodu braku poczucia przynależności. Nie są w końcu obywatelami żadnego kraju. Ten brak przynależności sprawia, że żyjemy w niepewności, a nasze dążenia mają dla nas znacznie większą wagę niż dla naszych rodziców i dziadków. Stąd wynika też silniejsze pragnienie niezależności obecne wśród młodzieży. Ostatnia zmiana w systemie edukacyjnym wyparła książki tybetańskie na rzecz chińskich. To jeszcze bardziej wzmocniło nasze przekonanie, że tylko niezależność zagwarantuje przetrwanie narodowi tybetańskiemu. 60 lat chińsko-indyjskich relacji koresponduje z 60-letnią okupacją Tybetu przez Chiny.
Panie Premierze, w 2012 roku odejdzie pan na emeryturę. I zgodnie z pana ulubionym powiedzeniem "ren zji jian si qi yan ye shan" (chwila śmierci wyzwala z człowieka prawdę) nadszedł właśnie czas, w którym rzeczywiste pragnienia Chińczyków zostały wyrażone. I nikt prócz Pana nie może im lepiej zadośćuczynić.
Tenzin Tsundue
Dharamsala, India. 14 grudnia 2010.
Tłum. Katarzyna Gąsiorek
Słowo o autorze:
Tenzin Tsundue jest tybetańskim poetą, publicystą i działaczem przebywającym w Dharmasali, w Indiach. Jest sekretarzem organizacji Friends of Tibet opowiadającej się za niepodległością Tybetu. Opublikował książki: „Crossing the order”, „Shemshook” oraz „Kora” (zbiorek wierszy przetłumaczony na j. polski i objęty patronatem przez Program Tybetański Fundacji Inna Przestrzeń). W grudniu 2008 roku na zaproszenie Programu Tybetańskiego przyjechał do Polski, aby wziąć udział w promocji polskiego wydania "Kory" w Klubie Gazety Wyborczej.
Więcej informacji:
Tenzin Tsundue - notka biograficzna
Między smokiem a słoniem - esej o relacjach chińsko - indyjskich
Tybet musi być niepodległy - wywiad w Gazecie Wyborczej (2006 r.)
OM MA NI OPE ME HUNG !
OdpowiedzUsuńTo bardzo piękny i przejmujący list. Życzę Panu Tenzinowi Tsundue aby Jego pragnienia się spełniły.
OdpowiedzUsuń"Człowiek człowiekowi zgotował ten los".Piękny,przejmujący list.
OdpowiedzUsuń