8 grudnia 2010

"Ryba gadająca do ichtiologów" Dwa wpisy blogowe na temat chińskich turystów w Tybecie



High Peaks Pure Earth przetłumaczyła dwa wpisy na blogu opublikowane w tej sprawie przez młodych tybetańskich internautów, chodzi o chińczyków odwiedzających Tybet i ich postawę wobec Tybetańczyków.


W przeciągu ostatnich lat ogromnie wzrosła liczba Chińczyków odwiedzających Tybet, z czym wiąże się powstanie sieci luksusowych hoteli już prosperujących bądź w przededniu otwarcia. Poniższy artykuł (wydrukowany w UK's Independent dn. 3 listopada 2010) (article from UK's The Independent newspaper of November 3, 2010article from UK's The Independent newspaper of November 3, 2010 ) dotyczy otwarcia St. Regis Hotel w Lhasie. Oto jego treść:

„W ciągu pierwszych 9 miesięcy 2010 roku nastąpił intensywny wzrost liczby turystów (do 5.8 miliona) napływających w region Himalajów, przekraczającej o 23% prognozy na ten sam okres sprzed roku.

Majętni przybysze z Chin żądają luksusowych kwater. "Władze St Regis Lhasa oferują luksusową obsługę na najwyższym poziomie", urzeka zapierająca dech w piersi reklama na stronie internetowej St Regis. "Odkryj Pałac w Potali oraz Park Klejnotów, wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO oraz Świątynię Jokhang, wszystko na wyciągniecie ręki."

Tybetańscy internauci często wykorzystują swoje blogi, by dać upust rosnącej frustracji lub w celu wyrażenia swojego zdania w kwestiach dla nich istotnych. Częstokroć pisane są z nutą ironii, nam szczególnie przypadł do gustu twórca bloga "The Lost Curse", autor kilku niezwykle sarkastycznych, pełnych dowcipu tekstów; ich tłumaczenie znajdziesz tutaj. Niestety, blogger zamilkł krótko po publikacji notki o kwietniowym trzęsieniu ziemi w Kham tego roku, jego wpis został szybko usunięty. Mamy nadzieję, że blogger ten powróci do swojej internetowej aktywności!

Zapewne właściwe zrozumienie tych wpisów utrudnia panujący w Chinach stereotyp na temat Tybetańczyków jako istot niecywilizowanych, zacofanych i prymitywnych. Pisał o tym historyk Tsering Szakja:

„Opinia o Tybetańczykach jako luohou (zacofanych) utrwalana jest w oficjalnym dyskursie na temat ich kraju; promuje się w nim obraz Tybetu wygodny dla Chińczyków. Jest to stosunkowo nowy zabieg, sięgający czasów napaści w 1959 roku [...] Pogląd ów sprawia, że rządzący doznają szoku, gdy ten rzekomo uległy i niemrawy naród wszczyna protest: jak ryba mówiąca do ichtiologów.”

Kolejni dwaj blogerzy wydają się być takimi rybami mówiącymi do ichtiologów. Obaj twórczo krytykują postawę chińskich turystów wobec Tybetańczyków. Pierwszy wpis "Ośmielam się spytać, po co przyjechałeś do Lhasy?" napisał Gonpo Dordże w kwietniu 2010, publikując na swojej stronie chińskojęzycznego portalu społecznościowego RenRen.com. Wpis sprowokował falę komentarzy, tłumaczenia paru z nich udostępniono poniżej. W dniu 3 października 2010 ten sam wpis został jeszcze raz upubliczniony przez innego tybetańskiego bloggera.


Ośmielam się spytać, po co przyjechałeś do Lhasy?

(Poniższy esej był niezmiernie popularny w tym tygodniu, a został napisany przez przyjaciela który przybył do Lhasy podczas wakacji. Jest świetnie napisany, dlatego chcę się nim podzielić. Napiszcie, co o nim myślicie!)


Byłeś w Tybecie?

Gonpo Dordże


„Byłeś już w Tybecie?". Człowiek naprawdę słyszy to co dnia i co krok. Dorobiliśmy się nowego wyznacznika statusu, bez którego po prostu nie da się być na bieżąco i epatować szczęściem. Dacie wiarę?

Nie chcę wyjść na zgreda, który złorzeczy pod nosem, bo nie ma nic innego do roboty: uważam się za osobę energiczną i pozytywnie nastawioną do świata, niemniej podejmowanie prób osiągnięcia spokoju wewnętrznego nie musi wykluczać okazjonalnego wywrzeszczenia furii.

Są - uważam - takie chwile, że trzeba prawdę w oczy.

Pytanie, które ośmielam się zadać, brzmi: „Po kiego przyjeżdżacie do Lhasy?".

Tybet - ujmując rzecz w kategoriach kultury - jest pod wieloma względami unikalny. Nie ma co próbować mu podskakiwać: zwyczajnie ma swoje tradycje, które doskonale wyrażają jego organiczne piękno.

Turyści (wybaczcie, jeśli coś zabrzmi wam szorstko) powinni wbić sobie do łbów kilka prostych zasad szacunku dla nowego otoczenia. Raz, jak już tu was dowiozą, zapomnijcie o swojej onieśmielającej wiedzy i spuśćcie deczko z tonu, by zrozumieć tę dziwną, obcą kulturę. Gotowe kalki oraz wyobrażenia i tak nie zdadzą się na nic, gdy przyjdzie wam cokolwiek opisywać czy interpretować. Jasne: zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie udawać, że zjadł wszystkie rozumy. Napotkawszy, obróćcie się po prostu na pięcie i oddalcie z godnością.

Dwa, przyjechawszy do Tybetu, zwolnijcie na chwilkę, przyjmując, iż jest cień szansy, że nie wiecie wszystkiego. Lhaski pałac Potala znosi was cztery tysiące dziennie. Przyznacie, sporo. Więc może dałoby się ciszej, na paluszkach, grubaski z aparatami na szyjach? Prawdziwy podróżnik, uwierzcie, czyta znaki i rozumie ich treść. Naprawdę sądzicie, że pozwolono by wam na takie bydło w Pałacu Buckingham? W Chinach najwyraźniej tylu już cesarzyków rządowej polityki populacyjnej, że nie ma przed nimi ucieczki.

Trzy: przyjechawszy do Tybetu, żadną miarą nie unikniecie spotkania z przewodnikiem turystycznym. Jeśli jednak będzie on mówił wyłącznie o słuszności polityki rządu i księżniczce Wencheng, zadajcie sobie pytanie, czy to faktycznie cała prawda o historii tego kraju. W końcu prowincje centralne opływały zawsze, a tu każą jej za jakiegoś Songcena z kompletnego zadupia. Co, na co, komu złożyło na ołtarzu czego to biedne dziewczę? Właśnie o takich rzeczach rozmawiajmy z naszymi przewodnikami.

Cztery: przyjechawszy itd., pamiętajcie, że Lhasa to „Sin City". Każdy historyczny monument wzniesiono tu ku czci chińskiej księżniczki z punktu trzy; ona jest matką lokalnej kuchni oraz księżyca, planet i życia w wodach tutejszych rzek. Zresztą - nie bójmy się tego - wszystkiego na planecie.

Pięć. Przyjechawszy, ple, ple, zdarzy się wam zapewne spotkać tubylec. Pamiętajcie, że każdy jest prymitywem, więc dla ich własnego dobra lepiej nie szokować horyzontami. Udawajmy zainteresowanie rękodziełem, zawieśmy wzrok na lokalnym chamku. Proste?

Sześć: i tak dalej, zrobicie od cholery zdjęć, bo to one tak naprawdę czynią z was turystów i dowodzą, że w ogóle gdzieś byliście. Nie ma nic złego w tym, że ci, których nie stać na wyjazd do Tybetu, będą wam zazdrościć. Bądźcie wobec nich szczodrzy: takie pokazy i prelekcje mogą zrodzić chwile, w których zacznie wam świtać, jak bardzo nie rozumiecie otaczającego was świata.

Siedem: przyjechawszy do Tybetu, róbcie, co się wam podoba, ale starajcie się udawać, że wibrujecie harmonijnie ze środowiskiem. Choćby przez tę chwilkę.

Osiem: mam nadzieję, że przyjechanie będzie wam służyć, czemu nie zdołają zapobiec nawet wasz intelekt i uprzedzenia.

Całusy,
wieczorkiem 17 sierpnia ze Świętego Miasta

Komentarze:

Yun Dan: dopóki takie zwierzęta jak wy (Tybetańczycy) będą żyć między nami, cywilizowanymi ludźmi, to zawsze będą problemy, zobaczycie. Czemu się zawsze skupiacie na samych minusach? Założę się, że ludzie zaczną szukać nor, w których żyjecie...

Dong Qian: Dlaczego wszyscy się kłócą? Wszyscy jesteśmy Chińczykami... czemu nie potrafimy po prostu współżyć razem bez rozdzierania kwestii etnicznej? Już od starożytności ludzi przywykli ujmować mniejszości jako "dobre" lub "złe"

Gonpo Dordże: Odpowiedź dla Dong Qian - czy poruszamy tu kwestię etniczne? Ludzie od zawsze różnią się między sobą, to niezaprzeczalny fakt. Ja, koniec końców, mówię o pewnej grupie ludzi nietolerancyjnych wobec innych kultur. Kto ma rację? Wpierw musimy to wyjaśnić i zrozumieć.

Aliyah: Ludzie z Państwa Środka myśleli, że są niebiańskim rodem pochodzącym od Bogów i że słońce, księżyc oraz gwiazdy kręcą się wokół nich. Dlatego każdy na tym świecie tak bardzo nimi gardził. Bo nie odziedziczyli nic z pokory ani skromności, bliskiej ich przodkom.

SL Tsomu: odpowiedź dla Dong Qian - masz rację, każdy na świecie chce żyć w harmonii z innymi, nie tylko Buddyści. Ale podobna idea jest możliwa tylko wtedy, gdy to nie ty jesteś ciągle ofiarą.



Drugi wpis został napisany 14 listopada 2010 przez blogującą Tybetankę przedstawiającą się jako "Namtso". Z powodu mnogości komentarzy, które się posypały po publikacji tego wpisu, a przede wszystkim z uwagi na dużą liczbę negatywnych komentarzy (od 50% bloggerów), "Namtso" dodała 22 listopada postscriptum, które również przetłumaczyliśmy.


Tacy Ludzie Powinni Się Trzymać Z Dala Od Nas!




Zawsze znajdzie się rodzaj człowieka, który zatruwa życie pytaniami w stylu: "Gdzie mieszkasz? Co jesz" Po pewnym czasie opadają mi ręce i odpowiadam zgryźliwie: "Mieszkam w jaskini i obgryzam skały, ok?"

I po chwili, znów słyszysz "Czy Dalajlama może się żenić? Czy może umawiać się na randki?... Niebiański pochówek jest wtedy gdy posiekasz ciało, czy tak? To takie barbarzyńskie i ohydne!"

Wszyscy, którzy serwujecie tego typu pytania, zechciejcie przyjąć mój najgłębszy "szacunek" dla was i waszych rodzin. Internet jest tak powszechną i zaawansowaną sprawą, że nic nie stoi na przeszkodzie, by choć raz skorzystać z "Baidu" i osobiście to sprawdzić.

Ale znowu, gdy stracę cierpliwość, powiecie: "Ja po prostu nie wiem! Naprawdę chcę zrozumieć!" Jasne, zawsze macie jakieś wytłumaczenie swojej bezwstydnej ignorancji.

Używacie słowa "zrozumienie", by bez skrupułów karmić waszą przyziemną potrzebę sensacji.

Mówicie "sztuka", by dręczyć tubylców nachalnym przystawianiem aparatów pod nos.

Wreszcie, możecie chlubić się dogłębną wiedzą na temat obleśnych i prymitywnych aspektów tybetańskiej kultury, w stylu wyuzdanego Buddy Radości, czy historii o tym, jak Dalajlama zażądał ludzkiego jelita na swoje urodziny albo jeszcze o bębnach sprawionych z ludzkiej skóry!

Dla ciebie, religia jest tylko kolejnym szwindlem, z którym nie chesz mieć wiele wspólnego.

Dla ciebie, wiara jest czymś dla prostych i niewykształconych ludzi.

Dla ciebie współczucie jest tylko innym określeniem głupoty.

OK, robi mi się niedobrze od tej gadki. Dziękuję Buddzie za błogosławieństwo wiedzy i zrozumienia. Po prostu zostawcie nas w spokoju, pozwólcie być dzikusami i zacofanymi głupcami, za jakich nas bierzecie! Jesteśmy zupełnie szczęśliwi, nie potrzebujemy waszej pomocy.

Żyjcie w swojej racjonalnej kulturze.

A nam dajcie spokój!

(W odniesieniu do komentarzy)

I kto tu ma wąskie horyzonty??

Napisałam ten artykuł w oparciu o moje własne doświadczenia i wielu innych Tybetańczyków, którzy uczestniczyli w podobnych sytuacjach. Niczego nie zmyśliłam, ani nie podkoloryzowałam. Ale przywołując te doświadczenia, zdaje się że wywołałam gniew niektórych osób. Niech tylko usłyszą choćby kichnięcie ze strony Tybetańczyków, zaraz wyskakują z nieopanowaną agresją. Trudno jest określić stopień ich wiedzy, w odniesieniu do rzeczywistej sytuacji, skoro nigdy sami jej nie doświadczyli (czego można się łatwo domyślić po tonie ich wypowiedzi). Ich uprzedzenia oraz ignorancja nie znają granic.

Komunikuj się poprzez rozmowę, ucz się poprzez czytanie. Ale chcę się zapytać, gdzie jest wasza tak zwana komunikacja i nauka? Od 19 listopada tego roku, dokładnie od 21:00 wchodziliście na mój blog wszczynając niemilknącą kampanię pełną plugawych zniewag i ataków. To było bolesne przeżycie. Musiałam usunąć parę komentarzy, które mogły uwłaczać innym czytelnikom.
Wasze ataki nie słabły, dlatego zamknęłam sekcję komentarzy na moim blogu. Wtedy zaczęliście epatować wulgaryzmami w Księdze Gości albo przysyłaliście mi maile.

Monitoring wraz z usuwaniem obraźliwych komentarzy trwał do 2 w nocy; wówczas zdecydowałam się zamknąć wszelkie możliwości komentowania mojego bloga. Tyle się nauczyłam o waszej edukacji, waszej mentalności oraz kulturze.

Jeżeli nie zgadzasz się z moją opinią, wystarczy kliknąć mały czerwony X w rogu ekranu i wyjść. Ale wy wybraliście walkę między sobą, wchodząc tu i siejąc zamęt.

Co, tak na prawdę, chcecie tu osiągnąć?

Obawiam się, że wasze motywy nie są tak niewinne, jak zwykła chęć "komunikacji" i wymiany poglądów.

I w końcu, kto jest tu pajacem, kto tak naprawdę ma wąskie horyzonty?


(wczesnym rankiem, 22 listopada 2010)


Mnie też zadawano takie same pytania. Pewnego razu, ktoś do mnie podszedł i zapytał wprost: "Dlaczego wy, Tybetańczycy, ubieracie się jak żebracy?" To było skrajnie upokarzające. Gdyby moja matka nie odwiodła mnie od kłótni z tym człowiekiem, odpaliłbym bez namysłu! Matka jednak nakazała mi szacunek dla wszystkich tych ludzi, którzy byli przecież naszymi gośćmi. I choć nie przeczytała ona ani jednej książki, jest znacznie bardziej oświecona od nich. W zachowaniu mojej matki i jej podobnych Tybetańczyków, możesz dostrzec prawdziwą istotę naszego narodu!!!

Odpowiedź Namtso: Cytuję: "Nasz brud jest tylko na zewnątrz, jeden detergent i wszystko czyste; twoje nieczystości pochodzą z serca i nawet ciężarówka proszków nie zdoła cię oczyścić." To są kluczowe słowa, nie ma potrzeby unosić się, po prostu ignoruj tych, którzy z ciebie drwią.

Patrzą na nas jak na nędzarzy, odartych z dóbr materialnych, jak na niezrównoważonych psychicznie!

Ja też widziałem i opisywałem tego typu sprawy wcześniej, ale tylko twój post sprawił mi tyle radości. Tak jest, ci którzy oferują nam swoją opiekę, lepiej żeby dali spokój... którzy myślą, że przez rozczytywanie się w świętych pismach zrozumieją wszystko na temat obecnej sytuacji politycznej. Wstydzę się za takich ignorantów! Nasza kultura, nasze tradycje....

Po przeczytaniu tego wpisu, nasunęły mi się pewne słowa, które zamierzam zadedykować właśnie wam: "brudasy Tybetańskie, jesteście jak śmieci. Powinniśmy wziąć przykład z Amerykanów i pozamykać was w rezerwatach, jak rdzennych Amerykanów."

My, Mongołowie, doświadczyliśmy tego samego....

Odpowiedź Namtso: działajmy więc razem

Bez względu na to, czy niektórzy tępacy kiedykolwiek przyjmą do wiadomości i zrozumieją twoją radę, twoja szczerość i poczucie odpowiedzialności powinny dać do myślenia każdemu Tybetańczykowi.

Odp.: na powyższy komentarz

Nie wyskakuj tak z tym okrzykiem "Mongołowie, Mongołowie", pomyślałeś o najdalszych krańcach Mongolii? Są zupełnie zrusyfikowane, język i pismo zmienione, a ich mieszkańcy uważają Chińczyków za skończonych drani. Ale Mongołowie zamieszkujący centralne partie kraju, którzy wykazują zrozumienie dla Chińczyków są jeszcze bardziej odrażający. Jeśli nie będą uważać, zamienią się w bezpańskie psy. Co Ty na to, suko.

Namtso i ci Tybetańczycy mogą się spierać do końca świata! Powinni raczej zorganizować coś w rodzaju turnieju i zobaczyć kto wygra. Co wy na to, żeby przestać strzelać do siebie ze swoich zakamuflowanych pozycji i spojrzeć w twarz własnym słabościom. Wy Tybetańczycy zawsze uważacie się za wielkich, nobliwych, pełnych miłosierdzia i wszyscy są prawie święci. Czemu po prostu nie zapadniecie się pod ziemię! Wtedy zobaczymy, kto tu jest największym prostakiem.

O Boże, tak bardzo bym chciał, żeby jakaś wyższa istota czuwała nad wami kretyni. W porządku , jeśli chcecie robić z siebie idiotów gdzieś na rubieżach świata, gdzie nikt normalny nie postawi nogi, ale na Boga nie róbcie tego tutaj publicznie! Co z tego, że oskarżacie nas o członkostwo w 50 Cent Party? Przynajmniej dostajemy za to kasę, zamiast kłócić się bez sensu!

Tybetańskie dzikusy, jesteście ohydnym produktem hodowli, fuzją żywego inwentarza i żeńskich demonów! Na zawsze pozostaniecie niewolnikami, bo nawet nie zaliczacie się do rasy ludzkiej, więc nigdy nie będziecie się zachowywać, jak ona. Tybetańczycy przed wyzwoleniem w 1959 wywalali tylko języki na wierzch. Kiedykolwiek spotkali człowieka, zaraz wystawiali język, jak zwierzęta.


tłum.Katarzyna Gąsiorek



Źródła: High Peaks Pure Earth; fragment tłumaczenia - "Byłeś w Tybecie?" - pochodzi ze strony internetowej Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz