Letni wieczór w Pokharze, drugim co do ważności pod względem turystycznym mieście w Nepalu. Młodzi, może 20-letni mężczyźni wygłupiają się, może trochę hałasują, w czym przeszkadzają starszym – jak wszędzie na świecie. Podchodzi policja. Standardowe pytanie o dokumenty. Młodzi Tybetańczycy nie są w stanie ich pokazać – bo nigdy ich nie mieli. Zaczynają się pogróżki – w takim razie skąd wiadomo, że są w Nepalu legalnie. Szczęśliwie tym razem kończy się na wręczeniu funkcjonariuszom kilkuset rupii.
Nepal nie podpisał konwencji z 1951 roku o statusie uchodźców, dlatego przepisy o pobycie zarówno Tybetańczyków, jak i Bhutańczyków w tym kraju regulowane są na mocy przepisów wewnętrznych. Teoretycznie wszyscy uchodźcy po ukończeniu 18-stego roku życia powinni otrzymywać Refugee Card (RC), niewielką książeczkę, przypominającą stary polski dowód osobisty. W praktyce od 1999 roku zaprzestano wręczania dokumentów tożsamości uchodźcom tybetańskim. Oznacza to, że wszystkie roczniki od 1981 roku pozbawione są dokumentu potwierdzającego ich tożsamość oraz legalność pobytu w Nepalu. Chińczykom nie wystarczy łamanie praw człowieka w okupowanym przez nich Tybecie. Starają się także na wszelkie sposoby utrudnić życie tym mieszkającym po drugiej stronie Himalajów. Nepalskie władze, niezależnie pod tego, czy będzie to monarchia, maoiści czy obecny rząd mniejszościowy, bardzo łatwo daje się przekonać argumentami finansowymi.
Obywatelstwo na sprzedaż
Poza stwierdzeniem tożsamości uchodźcy oraz jego rodziny RC nie daje wielkich uprawnień. Można dzięki niej otworzyć konto bankowe, zrobić prawo jazdy, zarejestrować pojazd. Lepiej płatna praca, dostęp do wielu kierunków studiów (np. medycyna), kupno ziemi, otwarcie biznesu – to wszystko dostępne jest jedynie obywatelom. Teoretycznie o obywatelstwo mogą ubiegać się wszyscy mieszkający w Nepalu od 15 lat. Tybetańczycy mieszkają tam w większości od półwiecza, jednak wśród kilkudziesięciu osób zaledwie jedna przyznała się do jego posiadania. Prawie wszyscy wskazywali jednak, że jego nabycie jest możliwe – to tylko kwestia odpowiedniej ceny. Dzięki skorumpowaniu odpowiednich osób możliwe stało się choćby otwarcie prywatnych fabryczek dywanów w Kathmandu, oferującym zatrudnienie kilkuset uchodźcom.
Każdy radzi sobie jak może. 18-letnia Tashi, od urodzenia mieszkająca w Tashi-Palkiel, osiedlu niedaleko Pokhary, jako uczennica może posługiwać się szkolną legitymacją. Wielu jej rówieśników motory kupują dzięki wpisowi w RC rodziców. Konto w baku można utworzyć dzięki karcie, która jest już nieważna – bowiem kolejną uciążliwością jest konieczność odnawiania dokumentu dokładnie w tym samym miejscu, w którym został wydany. W Nepalu stosowanie przepisów jest na szczęście dość luźne. W najtrudniejszej sytuacji są ci, którzy jak 28-letni Sonam, także mieszkaniec Tashi-Palkiel, nie posiadają żadnej z powyższych możliwości. Musi być ostrożny. Po 2008 roku nepalska policja zaostrzyła politykę wobec uchodźców, a tu na pierwszy rzut oka widać tybetańskie rysy twarzy.
Brak paszportu stwarza ogromne trudności dla chcących wyjechać za granicę. Pierwszym krokiem jest udanie się do urzędu zajmującego się sprawami wewnętrznymi, po specjalne zaświadczenie stwierdzające, że uchodźca nie sprawia większych problemów. Z tym dokumentem konieczna jest wizyta w urzędzie podległemu MSZ, tam otrzymuje się travel document, ważny przez pół roku. Wtedy można odwiedzić ambasadę państwa, którego wizę pragnie się otrzymać. Procedura trwa zwykle miesiącami. Oczywiście można ją przyspieszyć, to znów kwestia odpowiedniej ceny.
Zobaczyć Dalajlamę
Rodzina Tashi ze wzruszeniem wspomina podróż do Dharamsali, która miała miejsce przez niespełna dwoma laty. Mogli na własne oczy zobaczyć Dalajlamę. Takie podróże są możliwe dzięki otwartej nepalsko-indyjskiej granicy i uproszczonym formalnościom związanym z jej przekraczaniem. Tashi chciałaby rozpocząć studia w Indiach, dałoby jej to większe możliwości otrzymania lepiej płatnej pracy. Ostatecznie jednak, ze względu na kosztay decyduje się pozostać w kraju. Dla wielu naszych rozmówców Indie wydają się być „ziemią obiecaną” – szansą na lepsze życie, choć jako uchodźcy zarejestrowani w Nepalu mają trudności z zalegalizowaniem swojego pobytu gdzie indziej.
Pan Buche, dyrektor szkoły podstawowej w Kathmandu kilka lat temu udał się w podróż do Tybetu. Jego wiza była ważna jedynie przez dwa tygodnie, jedynie na ściśle określonym terytorium, ale i tak był szczęśliwy – odwiedził krewnych, zobaczył rodzinny kraj, który opuścił jako 8-letni chłopiec. Chiński rząd zezwala na takie wizyty, przedtem bardzo dokładnie badając przypadek uchodźcy. Szans na wizę nie mają osoby, które kiedykolwiek angażowały się w sprawę Wolnego Tybetu, wystarczy choćby znaleźć się na jednym zdjęciu z demonstracji.
Pytani o podróżowanie po Nepalu Tybetańczycy odpowiadają zwykle, że choć formalnie nie ma przeszkód prawnych w praktyce często spotykają się z nieprzyjemnościami. Sytuacja wewnętrzna w Nepalu jest wciąż bardzo napięta, częste są między innymi kontrole na drogach, sprawdzanie tożsamości. Policjanci bezbłędnie wychwytują „okazje” do dodatkowego zarobku. Innym kuriozum jest zakaz podróżowania samolotami linii wewnętrznych, szczególnie uciążliwy dla mieszkańców odległych górskich regionów, gdzie nie prowadzą już żadne drogi. Kilka lat temu w jednym z małych samolotów zdarzyła się próba ataku terrorystycznego. Niedoszły sprawca nie był Tybetańczykiem, ale to nikomu nie przeszkodziło wprowadzić absurdalnych przepisów.
Zależność biednego Nepalu od potężnego chińskiego sąsiada z roku na rok rośnie. Tybetańczycy wiedzą, że nie ma tu już dla nich żadnych perspektyw. Pustoszeją osiedla wokół Pokhary, niewielu Tybetańczyków pozostało już u podnóży Mount Everestu, choć region ten tak bardzo przypomina ich ojczyznę. Jakiekolwiek perspektywy daje jeszcze stolica Nepalu, choć za cenę ciągłej walki z urzędniczym bałaganem. „Nie jesteśmy uchodźcami, urodziliśmy się już tutaj. Nie jesteśmy Nepalczykami, nie mamy obywatelstwa. Jesteśmy bezpaństwowcami” – mówi z goryczą Tashi. Kto może opuszcza kraj, który nie stał się dla uchodźców bezpiecznym schronieniem.
Tekst: Paulina Anna Wojciechowska, zdjęcia: Marta Zdzieborska
www.tybetanczycywnepalu.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz