30 marca 2011

10 marca 2011 New Delhi

Dźantar Mantar. Obserwatorium astronomiczne z XVIII wieku. Tuż obok na słynnej ulicy protestują grupy niezadowolonych obywateli. Na chodniku siedzą przedstawiciele stowarzyszenia promującego bezkastowe społeczeństwo, obok pojedyncze osoby apelujące o szybsze rozwiązanie ich spraw sądowych, które ze względu na opieszałość indyjskiego wymiaru sprawiedliwości nierzadko ciągną się ponad kilkanaście lat. Są też kobiety z innego stanu domagające się polepszenia edukacji w ich odległym stanie, grupa rolników, kobiet i mężczyzn, którzy przebyli kilkunastogodzinną podróż pociągiem, by zaprotestować siedząc na chodniku.

Ale nikogo to nie dziwi, bo ten obszar to niemalże jedyny teren w wielkim mieście Delhi, na którym można organizować manifestacje i inne formy protestów.  10 marca 2011 wśród spokojnie protestujących grup od wczesnych godzin rannych gromadzą sie mieszkający w Delhi Tybetańczycy.  Rozmawiają, popijają herbatę, obserwują inne protesty. Przedpołudniem przyjeżdżają najmłodsze dzieci z tybetańskiej szkoły z dzielnicy Majnu ka Tila, powszechnie znanej jako Tibetan Colony, gdzie uchodźcy urządzili spokojną i przyjazną enklawę, pełną wąskich uliczek, gdzie nawet mury krzyczą domagając się wolności  dla Tybetu.  Trochę starsi uczniowie wraz z mnichami i mniszkami delhijskich klasztorów buddyjskich oraz innymi protestujacymi idą w marszu ulicami miasta. W demonstracji bierze odział i najmłodsze pokolenie Tybetańczyków, i najstarsze, które pamięta jeszcze czasy niepodległego Tybetu, i  studenci, i osoby pracujące. Hasła wykrzykują wszyscy, od najmłodszych do najstarszych. Po marszu wszyscy gromadzą się na ulicy i chodniku, chwilę odpoczywają, rozdawana jest woda, od ulicznych sprzedawców można kupić indyjskie przekąski,  by dodać sobie siły na ten kilkugodzinny protest.
Na tle najwiekszego transparentów  ustawiają sie mnisi trzymający w rękach zdjęcia Jego Świątobliwości Dalajlamy XIV oraz Mahatmy Gandhiego. Przed nimi na chodniku siadają uczniowie i uczennice. Każdy trzyma  flagę Tybetu, za posiadanie której w Tybecie grozi kara wieloletniego więzienia, albo ma ją wymalowaną na twarzy. Niektóre dzieci mają transparenty przyczepione do pleców.  Odczytywane jest oświadczenie Dalajlamy z okazji 52 rocznicy Tybetańskiego Powstania Narodowego. Przemawiają też inni, m. in. Tsewang Rigzin, prezydent Tibetan Youth Congress, jednej z największych pozarządowych organizacji działających na rzecz Tybetu. 
Wczesnym popołudniem protestujący przetransportowywani są pod siedzibę ONZ  w Delhi, gdzie  domagają się pociągnięcia Chińskiej Republiki Ludowej do odpowiedzialności za łamanie praw człowieka w Tybecie. Protestujący mają zdjęcia i tabliczki z nazwiskami więźniów politycznych w Tybecie.  Wzywają ONZ do „obudzenia się” i potraktowania sprawy Tybetu poważnie. Chcą sprawiedliwości. W tym protescie czuć było wiele emocji, polało się wiele łez smutku i rozpaczy, słychać było też wściekłość i rozgoryczenie , ale i jedność i siłę uchodźców, którzy popołudniu wspólnie odjechali do swoich domów.
W przeddzień rocznicy tybetańskiego powstania narodowego, 9 marca przed Ambasada chińską w Delhi odbył sie pokojowy protest 52 tybetańskich aktywistów i aktywistek, ubranych w żółte koszulki i wymachujących flagami Tybetu. Jako że teren ambasad jest pod ścisłą kontrolą policyjną, przed budynkami nie może gromadzić się więcej niż 4 osoby, a wszelkie manifestacje są surowo zabronione ponad 40 osób zostało aresztowanych. Po interwencji prawnej ze strony Tibetan Youth Congress zostali zwolnieni po kilku dniach.

Tekst i zdjęcia: Katarzyna Jakubowska


Zobacz więcej:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz