19 kwietnia 2011

Czy ktokolwiek dba jeszcze o Tybet?

Ponad miesiąc po odejściu Dorothy Berger, postaci niezwykle bliskiej i ważnej dla osób zaangażowanych w działania na rzecz Tybetu na forum międzynarodowym, publikujemy tekst jej współautorstwa z lipca 2004 roku. Pozostały po niej w pamięci głównie długie, wyważone maile i rozmowy. Jej tekstami zapewne w znacznej części są strategie i kampanie realizowane obecnie przez międzynarodowy ruch na rzecz Tybetu.


Czy ktokolwiek dba jeszcze o Tybet?
Dorothy Berger i  Skip Shaputnic
2 lipca 2004 roku

Jutro, 3 lipca minie 7 lat od wprowadzenia Światowego Dnia Tybetu – fakt ten ściśle łączy  się z dniem narodzin Dalajlamy, podczas którego Tybetańczycy mieszkający poza granicami Tybetu celebrują z przyjaciółmi bogactwo swojej kultury i wzywają świat do podjęcia walki o przywrócenie  religijnej, kulturowej oraz politycznej wolności, jaką utracili ponad 50 lat temu wskutek bezprawnej okupacji ze strony Chin.

Światowy Dzień Tybetu stanowi zachętę do poniechania na ten krótki czas przemocy, od której huczą gazety i zwrócenia się ku pokojowym działaniom charakterystycznym dla Tybetańczyków. Działania te warto krzewić mimo dylematu, jaki nieoczekiwanie prowokują. Gdyż na ironię zakrawa fakt, że w tym świecie przeżartym przemocą i terroryzmem niezwykle cenimy Dalajlamę, ignorując przy tym postulaty i działania, jakie firmuje On swoją osobą. Tłumy wciąż gromadzą się, by posłuchać Jego nauk, w 1989 wręczono Mu nawet Pokojową Nagrodę Nobla.

Tymczasem ledwie garstka – obywateli, rządów – odczuwa konieczność zrozumienia tej kwestii oraz podjęcia czynów, zmierzających do udzielenia pomocy. Prawdopodobnie nawykliśmy już do cichej, spokojnej walki przeciw temu, co określamy mianem kulturowej eksterminacji i spodziewamy się, że równie cicho i bez echa będzie ona trwała bez końca. Pochwalamy to. Doceniamy z oddali. Jednak codzienne raporty domagają się naszej natychmiastowej reakcji na ziejącą z ich kart agresję, nikczemność, krew.

Nasze uwielbienie dla działań zbrojnych stawia Tybetańczyków wobec okrutnego wyboru: siegnąć po przemoc lub dalej cierpieć na zapomnienie w oczach świata. To zapomnienie jest jak  mroczne ostrzeżenie, iż będzie snuć się za każdym pokojowym gestem wykonanym przez Tybetańczyków.

Bo czego w gruncie rzeczy dotyczą ich wysiłki? Napewno nie chodzi o to, by ponownie odzyskali swoją niezależność, a raczej by uzyskali autentyczną autonomię w strukturze większej chińskiej całości; by mogli kontrolować swoje wewnętrzne sprawy na zasadzie "dwa systemy w jednym państwie" (jaka od lat funkcjonuje w Hong Kongu). Ze strony Dalajlamy, przywódcy niegdyś suwerennego narodu, taka postawa jest niewyobrażalnym ustępstwem.

Tegoroczny Światowy Dzień Tybetu przypada na wyjątkowo niespokojny czas. W minionym miesiącu Chiny puściły w obieg białą księgę, zatytułowamą: "Regionalna Autonomia Etniczna w Tybecie". Oświadcza ona, iż "regionalna autonomia etniczna" istniała w Tybecie przez "cztery chwalebne dekady", a Tybetańczycy "mistrzowsko decydowali o swoich sprawach wewnętrznych". Zatem, skoro taka "regionalna autonomia etniczna" od dawna istnieje, propozycja Dalajlamy odnośnie jakieś innej (autentycznej) autonomii, jest "absolutnie bezpodstawna".

Biała księga jest prymitywnym odrzuceniem kompromisowego podejścia Dalajlamy, stąd też nie przypadkiem formuje się delegacja Tybetańskiego rządu na uchodźstwie w celu podróży do Pekinu na rozmowy. Wszak pełen zadowolenia z siebie komunikat wystosowany z Chin nie gwarantuje żadnej ochrony mieszkańcom Tybetu ani ich kulturze. Tybetańczycy we własnym kraju są spychani na margines przez napływających chińskich imigrantów. Co więcej, sukces ekonomiczny w Tybecie zależy obecnie od biegłości w posługiwaniu się językiem chińskim.

Główne klasztory w Tybecie przekształcono w tanie punkty turystyczne, gdzie przewodnik niejednokrotnie bywa Chińczykiem. Opieka zdrowotna, edukacja znajdują się w stanie rozkładu. Dlatego każdego roku tysiące Tybetańczyków ryzykuje swoje życie uciekając przed opresjami ze strony okupanta, pieszo przemierzając Himalaje, by połączyć się z braćmi na uchodźctwie w Indii. Tybetańskie Centrum Praw Człowieka i Demokracji słusznie określiło dokument jako jedno wielkie mydlenie oczu.

Samdhong Rinpocze, premier tybetańskiego rządu na uchodźstwie ostrzegał, że dalsze akty opresji wcześniej czy później spowodują taką destabilizację w Tybecie, jakiej chiński rząd obawia się  najbardziej. Bo coraz więcej głosów, szczególnie pośród młodych Tyebtańczyków, podważa dalszą zasadność pokojowych i wyważonych działań w świetle braku ich pozytywnego rozstrzygnięcia. A wiadomo, że w razie pojawienia się protestów wewnątrz Tybetu żelazny uścisk Chin zakleszczy się mocniej, potęgując tylko represje oraz cierpienia zadawane niewinnym.

Czy musimy się wpierw naoglądać potwornych scen z TV, w których uzbrojeni Chińczycy ścinają w pień mnichów tybetańskich z Lhasy, zanim w końcu zrobimy coś więcej ponad oficjalne ustalenia na kongresach? Przecież sytuacja, w której Tybetańczycy staną przed wyborem – użyć przemocy zamiast w dalszym ciągu być bierną jej ofiarą, byle tylko przyciągnąć naszą uwagę – zdemaskuje całe nasze uwielbienie dla ich pokojowych dążeń jako jedną wielką farsę.

Powietrze, którym obecnie oddychamy przesiąkniete jest ciężką winą świata, który zaniechał interwencji w koszmarze ludobójczych serii XX wieku. Destrukcja bogactwa wielowiekowej kultury również jest formą ludobójstwa. I nie ma nic gorszego od gapienia się na to, jak chiński rząd zmienia wielobarwny Tybet w jedną ze swoich odległych, zapomnianych prowincji.

W ten weekend w San Diego garstka ludzi troszczących się o Tybet będzie obchodzić Światowy Dzień Tybetu, podobnie jak inni w co najmniej 56 miastach i 24 różnych państwach. W niedzielę 4 lipca będziemy świętować naszą niezależność w Kalifornijskim Instytucie na rzecz Nauki Humanistycznej w Encinitas, wspominając Tybetańczyków, którzy tę niezależność utracili.

Berger i Shaputnic są w Zarządzie Przyjaciół Tybetu w San Diego (www.sdtibet.org ), które jest częścią International Tibet Support Network.

Tłum. Katarzyna Gąsiorek


Dr Dorothy Berger odeszła 28 lutego 2011 r., była członkinią Steering Committee The International Tibet Network, w latach 2005 -2008 współprzewodniczącą organizacji. Na stronie http://tibetnetwork.org/dorothyberger znajduje się tekst Dennisa Cussaca, obecnego Współprzewodniczącego, oraz plik z pożegnaniami od działaczy na rzecz Tybetu z całego świata.


Zobacz także:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz