16 marca 2011

Nepalska policja po raz drugi skonfiskowała urny wyborcze wśród jednej z tybetańskich społeczności w Katmandu

Tekst komentarza, tłumaczenie raportu: Marta Zdzieborska

Lama pobity w Katmandu 10 marca 2011 (Zdjęcia: ICT).
W ciągu ostatnich dwóch lat, począwszy od antychińskich demonstracji na ulicach Katmandu, gdy tysiące Tybetańczyków wyrażało swój protest przeciwko olimpiadzie w Pekinie, możemy zaobserwować zaostrzenie polityki wobec mieszkającej w Nepalu społeczności tybetańskiej. Wówczas do aresztu trafiło kilkaset osób, niektórzy zostali brutalnie pobici. Niegdyś, choć marginalizowani społecznie i ekonomicznie, Tybetańczycy mieli prawo do wyrażania swoich opinii politycznych. Co roku, 10 marca, z okazji powstania antychińskiego w Lhasie w 1959 roku, w Katmandu czy mniejszych ośrodkach społeczności tybetańskiej jak Pokhara, na ulicach można było zobaczyć dziesiątki, a nawet setki Tybetańczyków z flagami narodowymi i hasłami Ratuj Tybet na ustach. Z kolei obchody urodzin Dalajlamy były szansą na spotkanie się sąsiadów z pobliskich osiedli tybetańskich, którzy wspólnie świętowali ten dzień. Obecnie, każda uroczystość tybetańska odbywa się w „towarzystwie” patroli nepalskiej policji, która czuwa nad „spokojnym” przebiegiem uroczystości. Szczególnie jest to widoczne na ulicach Katmandu. Tybetańczycy, chcący przedostać się do krewnych w innej dzielnicy miasta, zawracani są przez policję. Jedynym sposobem na dotarcie do rodziny jest pozostawienie tradycyjnego stroju w domu i przywdzianie zwykłych, nie wzbudzających podejrzeń ubrań.

Nepal jako małe państwo wciśnięte między dwóch gigantów – Chiny i Indie, od wieków pozostawał pod mniejszym lub większym wpływem sąsiadów. Nasilona ingerencja Chin w sprawy Nepalu zaczęła mieć miejsce wraz z pogarszającą się w latach 90. sytuacją wewnętrzną w tym kraju. Jednym z wyraźnych przykładów wywierania presji Pekinu na Katmandu, było zaprzestanie w 1999 roku wydawania tzw. Refugee Card (RC). Tym samym nieletni wówczas Tybetańczycy i nowo przybyli do Nepalu uchodźcy znaleźli się na marginesie prawa. Bez dokumentu tożsamości nie mogą swobodnie przemieszczać się po Nepalu, założyć konta bankowego czy wyrobić prawa jazdy. Przebywając tu nielegalnie, stanowią łatwy łup dla nepalskiej policji, która w każdej sytuacji stara się od nich wymusić łapówkę za „przymknięcie” oka na ich bezpaństwowość.

Do 2008 roku wielu Tybetańczyków, choć nie posiadało dokumentu tożsamości, mogło swobodnie kultywować swoje zwyczaje. Niezrażeni brakiem RC, kolejni uciekinierzy z Tybetu kierowali się do Nepalu w nadziei na życie bez represji. Jeszcze trzy lata temu Reception Centre w Katmandu, czyli ośrodek dla nowo przybyłych uchodźców, pękał w szwach. Z braku miejsc w salach, wiele osób koczowało na korytarzu. Co tydzień do Indii wysyłano szczelnie wypełnione autokary. Dziś na skutek zwiększonej kontroli granicy chińsko – nepalskiej, co raz mniej osób ma szansę na ucieczkę. Nieliczni szczęściarze po dotarciu do Katmandu, snują się po pustym Reception Centre w oczekiwaniu na transport do Indii. Wygląda na to, iż Chińczykom udało się skutecznie ukrócić nieprzerwaną, na przestrzeni ostatnich lat, falę uchodźców. Dwukrotna konfiskata urn wyborczych pokazuje jednak, że Pekin nie chce ograniczać się jedynie do kontroli Tybetańczyków żyjących na terytorium Państwa Środka. Kolejnym etapem ma być ukrócenie tendencji antychińskich poza granicami kraju. Akcje nepalskiej policji, jakie miały miejsce w ciągu ostatnich kilku miesięcy są tego zapowiedzią. Chiny, świadome swojej pozycji na arenie międzynarodowej, wiedzą, że żadnemu z mocarstw światowych nie opłaca się z nimi zadzierać. Świadczy o tym chociażby fakt, że do konfiskaty urn wyborczych w głosowaniu na przedstawicieli Chushi Gangdruk, doszło podczas wizyty Marii Otero w Katmandu. Choć amerykańska podsekretarz stanu podczas wizyty wyraziła swoje poparcie dla Tybetańczyków, nie skomentowała ataku policji na tybetański lokal wyborczy. Uchodźcy tybetańscy po raz kolejny zatem usłyszeli, że świat o nich pamięta. Gdy skonfiskowano urny wyborcze w pierwszej turze głosowania do rządu tybetańskiego na uchodźstwie, sprzeciw Tybetańczyków poparło kilka organizacji pozarządowych, w tym także amerykańskie. Podpisano list protestacyjny, o zwrocie urn wyborczych nie było jednak mowy. Podczas zbliżającej się drugiej tury wyborów, 20 marca, niestety również może dojść do powtórzenia tej samej sytuacji. Ten fakt boli tym bardziej, że tegoroczne wybory mają kluczowe znaczenie dla polityki tybetańskiej w najbliższych latach. To od tego, kto zastąpi konserwatywnego Rinpochego, będzie zależało stanowisko rządu tybetańskiego wobec Chin.

Atak nepalskiej policji na Tybetańczyków w Katmandu w rocznicę 10 marca 2011
(Zdjęcia: ICT).







Raport Międzynarodowej Kampanii na Rzecz Tybetu (ICT),
16 lutego 2011


13 lutego 2011 roku, nepalska policja przerwała wybory na przywódcę lokalnej społeczności tybetańskiej Chushi Gangdruk w Katmandu. Akcja tamtejszej policji była przykładem aktywnej polityki władz Nepalu przeciwko „anty-chińskim” wystąpieniom społeczności tybetańskiej na terenie kraju. Do incydentu doszło podczas wizyty w Katmandu, amerykańskiej podsekretarz stanu ds. demokracji i spraw globalnych – Marii Otero, pełniącej również funkcję specjalnego koordynatora ds. tybetańskich. Otero na spotkaniu z nepalskimi przedstawicielami, podkreśliła wsparcie rządu Stanów Zjednoczonych dla bezpieczeństwa i dobrobytu uchodźców tybetańskich w Nepalu (zobacz raport ICT, 'High-level U.S. visit shows commitment to Tibetan refugee issues in Nepal').

Grupa społeczności tybetańskiej, Chushi Gangdruk, zajmuje się opieką nad weteranami tybetańskiego ruchu oporu, którzy walczyli w latach 1958 – 1974 przeciwko Chińskiej Armii Wyzwolenia.

Według źródeł ICT, w Katmandu w niedzielę 13 lutego, nepalska policja zorganizowała obławę na lokale wyborcze w trzech dzielnicach miasta - Swoyambhu, Jawalakhel i Boudha gdzie wybierano przywódcę Chushi Gangdruk. Członkowie organizacji przeprowadzający wybory od kilku dekad, zawsze działali z dyskrecją, po to by nie narazić się nepalskim władzom.

Miejscowa policja w Boudha, obserwująca rozpoczęcie głosowania o 9 rano, nie zgłosiła żadnych sprzeciwów. Dopiero godzinę później, do patrolujących dołączyły nowe oddziały uzbrojonych policjantów; pojawił się także wóz przygotowany dla ewentualnych aresztantów.

Członek komitetu wyborczego Chushi Gangdruk, zapytany o wyjaśnienie celu zgromadzenia, odpowiedział: „Wybieramy przedstawicieli naszej lokalnej społeczności, po to by koordynowali pomocą dla chorych członków organizacji i organizowali pochówek dla umarłych. Pomagamy biednym i bezdomnych ludziom, dbamy o czystość ulic i środowisko w naszej społeczności. Jesteśmy uchodźcami i nie mamy władz, które mogłyby o nas zadbać. Jedynie członkowie naszej organizacji mogą to nam zapewnić. Dzisiaj jesteśmy tutaj po to, by wybrać naszych przedstawicieli w demokratyczny sposób.”

Oficer policji biorący udział w obławie powiedział członkom Chushi Gangdruk, że uchodźcom tybetańskim nie wolno organizować wyborów, a akcja policji została zlecona przez naczelnika dzielnicy.

Oficerowie policji skonfiskowali urnę wyborczą, uniemożliwiając członkom społeczności kontynuowanie głosowania. Na pytanie o szanse na odzyskanie urn, jeden z policjantów odpowiedział, że podobnie jak urny skonfiskowane w zeszłym roku (podczas prawyborów do rządu na uchodźstwie w Dharamsali – przyp. red.), pozostaną one u nepalskich władz.

By nie dopuścić do wznowienia głosowania, policja nadzorowała lokal wyborczy w Boudha do 17.30. W dwóch pozostałych dzielnicach - Swoyambhu i Jawalakhel, głosowanie zakończyło się o 10.30, zanim zdążyła przyjechać policja.

Kilka miesięcy wcześniej - 3 października ub.r, podczas wyborów do tybetańskiego rządu na uchodźstwie w Dharmasali w Indiach, nepalska policja skonfiskowała w urny i zamknęła lokale wyborcze w Katmandu. (zobacz ICT report, 'Nepalese police seize ballot boxes from Tibetan exile election').

Władze Nepalu, tłumacząc swoje działania ograniczające wolność społeczności tybetańskiej, często powołują się na “ politykę jednych Chin”. Zakłócenie wyborów organizacji Chushi Gandruk, czy utrudnianie obchodów tybetańskich świąt takich jak np. urodziny Dalajlamy to jedne z licznych przykładów działań skierowanych przeciwko Tybetańczykom. Wielu uchodźców uważa, że nepalskie władze działają na żądanie rządu w Pekinie. Agresywna antytybetańska polityka Chin w połączeniu z nasileniem się akcji nepalskiej policji, przyczynia się do powstania atmosfery strachu i braku poczucia bezpieczeństwa wśród mieszkających w Nepalu Tybetańczyków.

Na legalny status mieszkańca Nepalu, mogą liczyć jedynie uchodźcy tybetańscy, którzy przybyli do tego kraju przed 1989 rokiem. Tym samym, prawa społeczne, ekonomiczne polityczne i obywatelskie tej społeczności są w poważny sposób ograniczone. Zapytany przez ICT, Tybetańczyk mieszkający w Katmandu, odpowiedział: „Tybetańczycy czują się niewidzialni, tak jakbyśmy nie mieli prawa istnieć.” (zobacz report ICT, 'A fragile welcome: China's influence on Nepal and its impact on Tibetans').



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz