18 stycznia 2012

Czy samospalenia są zgodne z nauką buddyjską

Niestety wraz z informacjami o dokonaniu kolejnego samospalenia w Tybecie przez 42-letnigo mnicha Nyage Sonamdrugyu, wraca temat relacji tych dramatycznych aktów z ideą buddyzmu. Poniżej przedstawiamy tekst Jamyanga Norbu na ten temat i zapraszamy do dyskusji.


--------------------------------------------
Żydowskie słowo „chutzpah” (wym. hucpa) ma to samo znaczenie, co tybetańskie słowo "hamba", jest nawet podobne do niego w wymowie. Żydowski humorysta – Leo Rosten(1), definiuje hucpę jako "zachowanie człowieka, który zabiwszy swoją matkę i ojca, prosi o łaskę sądu, bo jest sierotą."

Dai Qingli, urzędnik ambasady Chin w Wielkiej Brytanii świetnie wpisał się w tą definicję w opublikowanym przez Guardiana (25 listopada 2011) liście pod tytułem "Tybetańskie śmierci naruszają ideę buddyzmu” Dai napisał: "samospalenia mnichów i mniszek były naprawdę tragiczne. Były też drastycznym pogwałceniem ducha pokoju i tolerancji, która definiuje buddyzm tybetański i jako takie akty te spotkały się z gniewem i dezaprobatą lokalnej ludności i społeczności religijnej".

Bhuchung K. Cering z International Campaign for Tibet (ICT) wypowiedział się w podobnym tonie w swoim artykule "Ten Chińczyk ma rację w sprawie samospaleń w Tybecie!". "Wczoraj, tj. 01 grudnia 2011, w People’s Daily(2) przeczytałem artykuł „renomowanego tybetologa” Li Dechenga dotyczący samospaleń w Tybecie, w którym twierdzi on, że działania te są sprzeczne z „etyką buddyjską” i że „w buddyzmie, a szczególnie w jego tybetańskiej odmianie, pisma nigdy nie zachęcały do zabójstwa i samobójstwa; nie ma też żadnego dogmatu, który namawiałby do zabicia kogoś lub popełnienia samobójstwa." - niewątpliwie, zgadzam się z nim w tej kwestii. Bhuchung odpowiada na żądanie Chińczyka, by zwrócono uwagę na kwestię samospaleń ponieważ „jest to ważny problem społeczny oddziałujący na przyszłość Chin”. Próbuje także wyjaśnić, dlaczego Tybetańczycy, przytaczając dokładnie jego słowa – „bawią się” w takie rzeczy. Bhuchung i jego koledzy z ICT mogą nie aprobować samospaleń ale powinni sobie uświadomić, że mnisi i mniszki rzadko „bawią się" w jakikolwiek sposób.

Dalajlama nieco staranniej dobierał słowa. W swoim oświadczeniu z 21 listopada powiedział, że nie zachęcał protestujących przeciwko kontroli Chin w Tybecie do podejmowania samospaleń i zakwestionował przydatność tego typu działań jako narzędzi protestu. Zdawał sobie sprawę z odwagi mnichów i mniszek, ale sugerował też, że działania te nie były zgodne z duchem buddyzmu.

Czy samospalenia są zgodne z nauką buddyjską?

W 1963 roku wietnamski mnich Thich Quang Duc, podpalił się na ruchliwym skrzyżowaniu Saigonu. Na nagrodzonej Pulitzerem fotografii Malcolma Browne’a widzimy mnicha siedzącego spokojnie w pozycji lotosu otoczonego przez płomienie; zdjęcie to stało się sensacją na całym świecie i przyczyniło się do upadku reżimu Diema. W tym czasie Pekin otwarcie pochwalał działania mnicha w Wietnamie i rozprowadzał zdjęcie w całej Azji i Afryce w milionach (pirackich) egzemplarzy jako dowód „amerykańskiego imperializmu”. Inni wietnamscy mnisi i mniszki również podpalali się w proteście przeciwko wojnie.

Samospalenie wydają się być niezwykłe choć akceptowane w tradycjach buddyjskich w Chinach i Azji Południowo-Wschodniej. W historii Chin znanych jest wiele przypadków, zwłaszcza w okresie Qing, stosowania takich aktów jako narzędzia politycznego protestu (Burning for the Buddha: Self-immolation in Chinese Buddhism by James A. Benn). W 1948 roku w Harbinie mnich usiadł w pozycji lotosu na stosie trocin i nasączonych olejem sojowym i podpalił się w proteście przeciwko sposobowi, w jaki komuniści Mao Zedonga traktowali buddyzm.

Główną inspiracją dla tej praktyki wydają się być nauki zawarte w Sutrze Lotosu (tyb. chos dam pad-ma dkar po'i mdo). Jeden z rozdziałów tej sutry opowiada historię życia Bodhisattwy Króla Medycyny, który pokazał swój wgląd w bezinteresowną naturę swego ciała rytualnie podpalając się i szerząc „Światło Dharmy” przez 1200 lat.

Wydaje mi się jednak, że duchowa motywacja dla ofiary naszych młodych mnichów i mniszek w Tybecie może pochodzić z innego kierunku. Czterdzieści pięć kilometrów na południowy-wschód od Katmandu znajduje się jedno z najbardziej popularnych wśród Tybetańczyków odwiedzających Nepal, miejsc pielgrzymek. Wzgórze Namo Budda (zwane po tybetańsku Tagmo Lujin) jest, zgodnie z nauką Sutry Złotego Światła (Phags pa gser 'od dam pa'i mdo) miejscem, w którym Budda (w poprzednim wcieleniu) oddał swoje ciało by nakarmić głodującą tygrysicę i jej cztery młode. Jest to bardzo popularna Dżataka(3), znana wszystkim Tybetańczykom i często podawana przez nich jako przykład poświęcenia i bezinteresownego zachowania. Istnieją inne takie Dżataki lub Apadany - opowieści o tym, jak Budda oddał życie za innych. Jedną z bardziej znanych jest mahakapi jataka - opowieść o Wielkim Królu Małp, który zginął ratując życie swoich „80.000” poddanych.

Odważne działania trzynastu mnichów(4), którzy dokonali samospalenia w Tybecie musi być postrzegana w tym konkretnym świetle doktryny. Zdecydowanie nie zgadzam się z opinią rozpowszechnianą przez niektórych ludzi, że mnisi i mniszki podpalają się z rozpaczy, iż nie mogą praktykować swojej religii. Gdyby to było ich głównym problemem to logicznym kierunkiem działania byłaby ucieczka do Indii tak, jak zrobiło to wielu innych. Klasztor Kirti, skąd pochodzi większość z 13 młodych mnichów, ma duży oddział w Dharamsali, gdzie przyjęto by ich z otwartymi ramionami.

Musimy widzieć samospalenia w Tybecie jako działania podejmowane dla dobra innych, w imię wolności i niepodległości Tybetu (co niektórzy z protestujących mnichów wyraźnie sygnalizują). Nawet domaganie się przez nich powrotu Dalajlamy, należy interpretować jako wezwanie do przywrócenia niezależnego Tybetu. Dalajlama bowiem uważany jest za prawowitego władcę niepodległego Tybetu i działania te powinny być interpretowane w ten sposób, a nie jako domaganie się powrotu samego duchowego przywódcy, co próbują czynić osoby chcące odpolitycznić ostatnie wydarzenia.

Akty samospalenia są nie tylko niekwestionowanie buddyjskie, ale pochodzą z bohaterskiej i nastawionej na działanie tradycji buddyzmu. Niektórzy badacze uważają to podejście za bardziej zbliżone do pierwotnych nauk Buddy niż pasywne, nawet eskapistyczne oblicze buddyzmu, które zyskało powszechną, zwłaszcza na Zachodzie, akceptację.

Historyczny Budda był członkiem klasy wojowników – Kshatriya. Choć przyjmował do Sanghi ludzi ze wszystkich klas i kast, zwracał się do swoich uczniów tymi słowy: „wszyscy jesteśmy Kshatriya". Robił to, oczywiście, nie dla podkreślenia własnej kasty, ale prawdopodobnie by położyć nacisk na wagę zaangażowania i odwagi, jakiej wymagał od swych uczniów. Sutry mówią nam, że Siddhartha był wysokim mężczyzną o mocnej budowie ciała, wyszkolonym w sztukach walki, w których celował, pokonał wielu wojowników Szakja by zdobyć rękę księżniczki Yashodhary. Odwagę wojownika i zaangażowanie widać było w jego pierwszej próbie osiągnięcia oświecenia, co ilustruje wizerunek Buddyy z Gandhary – po sześciu latach umartwiania się jego ciało składa się jedynie ze skóry i kości. Nawet, gdy zdał sobie sprawę, że pierwsza próba zakończyła się niepowodzeniem jego zaangażowanie i odwaga nie zmalały. Kolejne podejście – „Droga Środka” – nie było wymówką dla bezczynności, osłabienia lub impotencji. Kiedy koniec końców Siddhartha usiadł pod drzewem Bodhi miał niezachwianą pewność, że chce osiągnąć oświecenie. Opisuje to piękny i dramatyczny werset spisany przez pierwszych kompilatorów sutry. "Niech krew wyschnie, niech uschnie me ciało, ale nie ruszę się z tego miejsca póki nie osiągnę oświecenia." Kilka przydomków jakimi określa się Buddę, zdają się odzwierciedlać cechy jego charakteru – Dżina – zdobywca, czy Mahavira – wielki bohater (są to także przydomki twórcy Dżinizmu). Bodhisattwę jako bohatera definiuje wyraźnie fragment Prajanaparamity; dowiadujemy się z niego że ma on bez lęku wyprowadzić wszystkie czujące istoty z głębokich lasów samsary, walcząc z „wrogimi siłami”. Na koniec tego fragmentu Budda pyta swojego ucznia Subhuti – „Jeśli więc staną przeciwko niemu nieprzebrane hordy wrogów, to czy ten bohaterski człowiek opuści rodzinę i sam ucieknie z lasu?” Subhuti odpowiedział – „Nie, Panie”.

Czy historyczny Budda, prześladowany przez bandytów i mordercę Angulimalę, uciekł lub pozostawił rozwiązanie tego problemu innym? Nie – stawił opór i pokonał zabójcę przez to, co tradycyjnie uważane jest za magiczną moc. Nieważne, jak szybko Angulimala podbiegał do spacerującego Buddy, nigdy nie mógł go dogonić. O sto lat wcześniej grecki filozof Zenon(5) dowodził w swoim "Paradoksie czasu", że Achilles nigdy nie dogoni żółwia. Współcześni fizycy określają to mianem „Kwantowego Paradoksu Zenona” (Quantum Zeno effect), nazwą, którą stworzyli E. C. G. Sudarshan i B. Misra dla opisania "tłumienia jednostkowego rozwoju czasu spowodowanego przez dekoherencję kwantową..."

W innej opowieści, w jednym ze swoich poprzednich żywotów Budda płynąc statkiem zabił seryjnego mordercę, by ratować życie innych podróżnych na pokładzie. Kontekst, w którym Budda opowiedział tę apadanę swoim uczniom jest ciekawy i istotny dla wywodu który prowadzę. Pewnego dnia jeden z uczniów zauważył, że Budda ma rany poranione nogi. Uczeń zapytał, jak coś takiego mogło się przydarzyć komuś, kto osiągnął stan nirwany i Budda opowiedział im całą historię. Płynie z niej lekcja, że nie można całkowicie uciec od konsekwencji gwałtownego czynu, nawet jeśli jego realizacja jest konieczna i sprawiedliwa. Ale innym logicznym wnioskiem z tej historii jest, że jeśli Budda wybrałby ze względu na tchórzostwo lub z powodów etycznych, nie zabijanie mordercy, a przez to narażenie życia wielu ludzi, dopuściłby się daleko bardziej niemoralnego i złego czynu.

Jest to w swojej istocie głęboko przemyślana i dynamiczna interpretacja buddyjskiego działania bez przemocy, jakże różna od biernej, wygodnej, odkażonej, umywającej ręce i ze swej natury egoistycznej interpretacji Dharmy dominującej we współczesnym świecie buddyjskim. Zauważalny aspekt buddyzmu "New Age" to jego zainteresowanie pieniędzmi, sławą i swoistym tanim intelektualizmem rozpowszechnianym przez kiepskie poradniki z chwytliwymi tytułami w stylu Zen (Obserwując obserwującego, Cichy umysł, święty umysł, Życie dzięki śmierci i tak dalej). Coś takiego jest, jak sądzę, najbardziej rozpowszechnione w zinstytucjonalizowanych religiach na całym świecie i zajmowanie się tym jest stratą czasu. Wydaje mi się, że Tybetańczycy zgodzą się ze mną potępiając nauczycieli buddyjskich pobierających wysokie opłaty za udział w prowadzonych przez siebie ceremoniach, zniechęcanie, a czasami zakazywanie ludziom udziału w działaniach politycznych nawet na rzecz wolnego Tybetu i praw człowieka.

I jak można się z nimi spierać, skoro nawet były premier rządu emigracyjnego, tybetański lama i gesze nie tylko nie uczestniczy w żadnych akcjach na rzecz Tybetu, ale także zakazuje Tybetańczykom demonstrowania podczas wizyt chińskich przywódców na Zachodzie.

A równocześnie europejska telewizja pokazała Samdonga Rinpocze gdy w 2006 roku był jednym z przywódców demonstracji w Indiach przeciwko wiodącej w branży rolnej szwajcarskiej firmie SYNGENTA, której sprzeciwiają się indyjscy ekolodzy. Może więc płynie z tego duchowa nauka, że działalność polityczna jest dopuszczalne tak długo, jak długo to jest modne, rentowne i nie denerwuje Pekiniu. Dalajlama publicznie przyłączył się do opozycji protestującej przeciwko planom wybudowania ropociągu z Alberty do Teksasu. Nie mogę się nie zgadzać z Dalajlamą w tej kwestii, ale chciałbym żeby Jego Świątobliwość tak sprzeciwiał się Olimpiadzie w Pekinie albo planom budowy chińskiej kolei do Tybetu(6).

Jednak najbardziej cyniczną rzeczą jaką widziałem ostatnio, zwłaszcza w odniesieniu do samospaleń, było pismo z prośbą o wsparcie finansowe wysłane przez International Campaign for Tibet (ICT), w którym prosi się ludzi o wpłacanie pieniędzy, ponieważ „... podpaliło się 13 Tybetańczyków”. Pismo wystosowane przez organizację, która sprzeciwia się walce o niepodległość Tybetu i których ważny urzędnik napisał entuzjastyczny artykuł popierający chińską krytykę samospaleń, jako sprzecznych z buddyzmem.

------------------------

Jamyang Norbu – tybetański intelektualista, pisarz i działacz polityczny. W młodości walczył w Tybetańskim Ruchu Oporu w Mustangu, później był twórcą i dyrektorem Instytutu Amnye Machen. Od ponad 40 lat mieszka na emigracji – obecnie w Stanach Zjednoczonych. Jest autorem bloga Shadow Tibet na którym opublikowana została oryginalna wersja artykułu.

------------------------


Przypisy tłumacza:
1). Leo Rosten – urodzony w 1908 r. w Łodzi, zmarł w 1997 r. w Nowym Jorku, nauczyciel akademicki, pisarz, dziennikarz. 
2). Rénmín Rìbào – dziennik Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Chin wydawany w językach: chińskim, angielskim, japońskim, rosyjskim, francuskim, hiszpańskim i arabskim. 
3). Dżataka – opowieści o poprzednich wcieleniach Buddy
4). Obecnie możemy mówić już o 16 osobach. Pierwszego samospalenia dokonał w lutym 2009 r. Tapey - mnich z klasztoru Kirti. W czasie ostatnich dwunastu miesięcy podpaliło się 15 kolejnych mnichów i mniszek. 
5). Chodzi o Zenona z Elei (490-430 r. p.n.e.) filozofa greckiego, który twierdził, iż byt jest jeden, niezmienny a wszelka obserwowalna zmienność (w tym ruch) jest złudzeniem i jako sprzeczna wewnętrznie nie istnieje.
6). Kolej ułatwia masowe przesiedlenia Chińczyków Han do Tybetu


tłumaczenie T.T

1 komentarz: